2013/11/17

Shuddh Desi Romance (2013) - czyli czysty, indyjski romans



W dzisiejszych czasach, zarówno w Europie, jak i w innych częściach świata, również w Indiach, instytucja małżeństwa oraz rodziny przechodzi kryzys. Oczywiście młodzi ludzie biorą śluby, zakładają rodziny, ale wiele z nich są słabe i ostatecznie dochodzi do rozwodów. Niektórzy nawet nie chcą wychodzić za mąż/żenić się, ponieważ boją się, że i im się to przytrafi. Wolą najpierw lepiej się poznać, zamieszkać razem i wtedy mogą stwierdzić, czy aby na pewno chce się z tą drugą osobą spędzić całe swoje życie. Wiadomo, starszym pokoleniom się to nie podoba, ale dla nas młodych to normalne. My (używając wyrazu "my" nie muszę mieć zawsze na myśli mnie oraz Was, moi Czytelnicy) jesteśmy bardziej wymagający. Życie "na kocią łapę" nie wydaje się nam niczym złym, dla nas to możliwość sprawdzenia, czy dana osoba jest warta spędzenia z nami całego życia. Niekiedy starsi mówią, że przesadzamy, twierdząc, że wtedy małżeństwa są trwalsze, bo wiele małżeństw z ich czasów było zawierane ze zdrowego rozsądku itp. Kiedyś mój tata powiedział mi, że żałuje, iż przed ślubem nie pomieszkali sobie z moją mamą trochę sami, bo może wtedy nawet by nie wzięli ślubu. Nie twierdzi, że żałuje swojej decyzji, tylko chciał mi pokazać, że czasami lepiej dobrze poznać osobę, z którą zdecyduję się spędzić resztę swojego życia.

Tak też postępują i nasi bohaterowie, zwłaszcza Raghu i Gayatri. Poznajemy ich w chwili, kiedy Raghu (Sushant Singh Rajput) zdecydował się na aranżowane małżeństwo i wynajmuje na swoje wesele ludzi, którzy mają grać jego rodzinę. Do grania jego siostry wynajmuje Gayatri (Parineeti Chopra). W drodze do domu panny młodej pomiędzy bohaterami zaczyna coś iskrzyć i w samym środku ceremonii ślubnej Raghu ucieka. Po dwóch tygodniach ich drogi znowu się krzyżują i postanawiają dać sobie szansę i sprawdzić, czy aby na pewno do siebie pasują. Tak zaczyna się ich pokręcona historia miłosna.

Nie powiem, główni bohaterowie mieli niezłe dylematy. Niezdecydowani, niezdecydowani i jeszcze raz niezdecydowani! Ja rozumiem, że małżeństwo to coś naprawdę poważnego i trzeba się dobrze zastanowić, kiedy podejmę się taką decyzję, ale żeby cały czas być aż takim niedecydowanym? Ośmielę się nawet nazwać ich (chodzi mu o tą dwójkę Raghu i Gayatri) tchórzami. A dlaczego? Już wyjaśniam.


Raghu to nieco nieśmiały młody człowiek. Decyduje się na aranżowane małżeństwo, chyba dlatego, iż zdaje sobie sprawę, że nie ma szans w znalezieniu swojej idealnej partnerki. Dodatkowo jego przyszła żona spodobała mu się również z wyglądu... Jednakże nie wyobrażał sobie, że podczas tych kilku dni spotka dziewczynę, która mu się spodoba i z wyglądu, i z charakteru. Dlatego tchórzy i ucieka ze swojego ślubu, tłumacząc się potem, że nie chciał przez całe życie ranić swojej żony, tym, iż kocha inną. Kiedy na jego drodze znów staje Gayatri jest już odważniejszy i pewniejszy siebie. Przekonuje dziewczynę, żeby zamieszkali razem, gdyż uważa, że są dla siebie stworzeni. To, co pomiędzy nimi jest nazywa "fizyczną chemią". :D

Gayatri zaś to pewna siebie dziewczyna, która pali i ma za sobą już wiele romansów, jeden nawet zakończony niezbyt przyjemnie. Można ją nazwać niezależną i nowoczesną kobietą, gdyż mieszka sama i sama decyduje o swoim życiu. Od ojca odsunęła się już dawno temu. Kiedy poznaje Raghu z początku ma na niego "zlewkę", ale za drugim razem, po przemyśleniu sprawy, zgadza się na wspólne mieszkanie z chłopakiem, do którego czuję ogromną chemię. Chce dać im szansę.

Ich związek wydaje się idealny. Są swoimi przeciwieństwami, widać, że coś do siebie czują, uprawiają to i nieco (if you know what I mean) i ogólnie wszystko byłoby dobrze, gdyby byli ze sobą szczerzy i od razu mówili sobie to, co ich męczy, może inaczej by to wyglądało. A tak, Raghu był ciekawy przeszłości swojej partnerki i słuchał wszystkich opinii innych ludzi, zamiast zapytać się u źródła. Gayatri była o to zła i też do końca szczerze mu tego nie mówiła, dlatego ich związek zmierzał ku jednemu... ślubowi!, z którego jedno z nich uciekło. Kto, nie zdradzę! :P


Ogólnie przez cały film przewijał się problem niezdecydowania. Główni bohaterowie ciągle byli niepewni siebie i tego, czy aby na pewno chcą się aż tak angażować. Mieli alergię na śluby.
To ja się pytam, czy ktoś im kazał brać ślub? Tak, na pewno na ich decyzje wiele wpływu miało społeczeństwo, które jedyny związek pomiędzy kobietą, a mężczyzną akceptuje tylko małżeństwo. Jednakże, do ich całej postawy ten ślub nie pasował. Dlatego nie dziwię się, że ciągle uciekali. Niekiedy ślub nie jest potrzebny do szczęścia. Już wiele było takich przypadków, że dwójka ludzi spędziła ze sobą 20 lat, mieli dzieci, byli bardzo szczęśliwi w takim związku i dopiero po tak długim czasie zdecydowało się na ślub. Dlatego zakończenie bardzo mnie ucieszyło. W sumie, gdyby było inne, to naprawdę nie pasowałoby ono do głównych bohaterów.

W filmie tym możemy zobaczyć razem Parineeti Choprę, kuzynkę Priyanki Chopry, którą znać możemy z takich filmów jak: Ladies vs Ricky Bahl (2011) i Ishaqzaade (2012) oraz Sushanta Singh Rajputa, znanego przynajmniej mi z filmu Kai Po Che (2013). Obydwoje bardzo utalentowani, razem stworzyli ciekawą parę. Moim zdaniem zagrali świetnie, chociaż miałam lekkie wrażenie, że jednak nie pokazali wszystkiego na co ich stać. Jednakże naprawdę, źle nie było. Ich gra aktorska była na wysokim poziomie i chętnie zobaczyłabym z nimi jeszcze jakiś film. Druga pani, Vaani Kapoor, swoją grą jakoś mnie nie zachwyciła, ale jej bohaterka nieźle zamieszała w filmie... :D


Moim zdaniem, film wart obejrzenia. Czekałam na niego już od momentu zobaczenia zwiastuna. Dużym plusem jest soundtrack, który zawiera same dobre kawałki. Zakochałam się w nim już po pierwszym przesłuchaniu, a po filmie uwielbiam go jeszcze bardziej! Kto jeszcze nie słuchał ani jednej piosenki, polecam zacząć od tytułowej.

Jeśli ktoś poszukuje dobrego filmu, szczerze Wam go polecam! Chociaż wiadomo, nie każdemu się on spodoba, ale myślę, że większości raczej przypadnie do gustu.

Ja oceniam go na 7/10. ;)



info o filmie: http://en.wikipedia.org/wiki/Shuddh_Desi_Romance

2013/11/09

Dil Duffer



Jakże ja uwielbiam tą piosenkę! Jak ją tylko obejrzałam i usłyszałam, naszły mnie naprawdę miłe wspomnienia... Aż sobie znów poprzypominałam moje jakże udane wakacje. :D
Chyba za każdym razem, jak będę je sobie wspominać to od razu na mojej twarzy będzie widnieć zaciesz. ;)

W ogóle ostatnio, czytaj w czwartek, zdałam sobie sprawę, że ten czas mija jak szalony i jest już listopad. Idąc sobie ulicą przed godziną 17(wracałam ze szkoły) było bardzo chłodno i wtedy sobie popatrzałam dookoła i stwierdziłam, że kurcze, to taka już typowa jesienna pogoda jest, że już raczej rzadko będę widywać moje kochane słoneczko, że niestety powoli temperatury będą spadać w dół, aż dojdą do dużych minusów, jeżeli w ogóle nastąpią minusowe temperatury, że trzeba się coraz cieplej ubierać i że tak ponuro i szaro dookoła. No i ciemno szybciej! Dodatkowo, wczoraj, kiedy szukałam rzeczy, w które się ubiorę, stwierdziłam, że bardzo, ale to bardzo chcę już lato! Przynajmniej będzie można sobie pochodzić dłużej, ubierać na siebie mniej warstw, no i w ogóle pogoda będzie ładniejsza i cieplejsza! :) Ale na przynajmniej wiosnę jeszcze sobie trochę poczekam.

Chociaż nie mówię, że nienawidzę zimy. Bardziej deszczowej kluchy jesiennej, tej szarości. Taka pogoda skłania nas do tzw. jesiennej depresji. Ja w nią jeszcze nie popadłam, ale kiedy widzę, że za oknem jest szaro i ponuro oraz że pada deszcz, to mi się tak bardzo wszystko chce, że hej. :D

Zimę lubię, ale taką typową, czyli kiedy jest bialutko, pełno śniegu(też bez przesady), kiedy jest kilka stopni na minusie i ładnie pada śnieżek. Zimę lubię również za święta, które mam nadzieję, że w tym roku będę czuć, że nie będę znów "trupem świątecznym", jak to w tamtym roku nazwała nas Red. ;)
W sumie, już się nie mogę doczekać okresu przedświątecznego, więc jest lepiej niż w tamtym roku. Tylko, że najbardziej wkurzają mnie sklepy, które już na początku listopada w swoim asortymencie mają do kupienia ozdoby świąteczne oraz prezenty! Ychh...! Ale nie tylko sklepy, bo również gazetki nie są od nich lepsze. Wczoraj sobie biorę do ręki pewne kolorowe pisemko dla "gospodyń domowych", a tam już przepisy świąteczne! No kurde nooo! Zacznijmy rozmawiać i jarać się świętami dopiero w grudniu, jak już, a nie na początku listopada! Dopiero co odwiedzaliśmy groby naszych krewnych... Nie lubię tego. Jak na moje powinni zakazać tych wszystkich akcji świątecznych w listopadzie. Listopad to jeszcze jesień ludzie, a nie zima! Ale cóż poradzić na głupotę ludzi...

Ogólnie wczoraj brałam już trzeci raz udział w Stand-Up Bydgoszcz. Ja byłam trzeci raz, ale ta impreza organizowana była po raz czwarty. Naprawdę mi się każda edycja na której byłam, na tej również bawiłam się znakomicie. Nawet, muszę przyznać, nie wiem czemu, ale dwa razy zostałam "zaczepiona" przez stand-up'erów. :P Dodatkowo, zarobiłam 10 zł za to, że się ładnie uśmiechałam i cały czas słuchałam występu jednego z występujących. Normalnie jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Miał gostek zadać pytanie i nagrodą miała być dyszka, a zamiast tego po prostu dał mi tą kasę. :P
Ja ogólnie uwielbiam kabaret, więc z miłą chęcią, a nawet z przyjemnością chodzę na każdy kolejny Stand-Up. Następny 13 grudnia i już się nie mogę doczekać! Mamy naprawdę utalentowanych stand-up'erów, którzy wymiatają ze swoimi tekstami! ;) Planują potem pojeździć po Polsce ze swoimi występami, bo się innym podobają.
Jeśli Wy też lubicie kabarety i wiecie, że w Waszym mieście organizowany jest Stand-Up i nadal wahacie się czy iść, idźcie śmiało! Można się nieźle pośmiać! ;)

Na dzisiaj to by było na tyle. Na koniec mam dla Was jeden zestawik, który stworzyłam w przypływie weny w tygodniu:

500x250
120x120
PS. Jeśli chcecie, żebym następne notki napisała na jakiś dany temat, wyraziła swoje zdanie o czymś, albo po prostu chcielibyście o czymś (o jakimś filmie, muzyce, itp.) poczytać w moich notkach, to byłabym bardzo wdzięczna za zapodanie mi tematów. ;* Postaram się wtedy z miłą chęcią o tym napisać. ;)

2013/11/03

I hope our love will last forever...

Witajcie!
Lenistwo, to coś czego nienawidzę u siebie oraz u innych. Nie lubię być leniwa, nie mieć chęci na nic, nie mieć weny i w ogólnie siedzieć bezczynnie, przeglądając sobie "fejsa". Ale kurczę, od jakiegoś czasu niestety dopadło mnie to cholerne lenistwo. Nie mogę się go pozbyć, pomimo, iż bardzo tego pragnę.
Nie mam ochoty czytać książek, nie mam ochoty oglądania filmów, nie mam ochoty na nic... Wkurza mnie to, bo tłumaczę się też tym, iż "nie mam wystarczająco czasu". Cóż, trochę jest w tym prawdy, ale prawie codziennie jest to taka moja mała wymówka. "Nie masz czasu na czytanie", mówię sobie codziennie. Ale powiem Wam, że to jest jeszcze mało wkurzające. Najbardziej irytuje się wtedy, kiedy mam czas, tylko chęci do czytania bądź oglądania nie mam... I weź tutaj ze sobą nie zwariuj!
Ogólnie, od piątku nie mogę już tak bardzo narzekać. Wzięłam się w garść i postanowiłam sobie, że od piątku zaczynam wreszcie tłumaczyć film, który czekał na tłumaczenie przez cały tydzień. Przysiadłam i udało mi się przetłumaczyć 1100 linijek z 1775. ;) Miałam ogólnie plan, żeby przetłumaczyć sobie ten film w cały weekendzik, ale jak zwykle, plany lubią się psuć i zmieniać. Tak też i stało się z tym planem... Dzisiejszy dzień to już w ogóle nie wyglądał tak, jak go sobie wyobrażałam jeszcze wczoraj. Do komputera przysiadłam dopiero teraz, więc opcja, iż przetłumaczę w weekend cały film raczej nie wypali.
Jednakże jest nawet duży plus tej zmiany planów. Otóż wreszcie moi rodzice zakupili nam(mi i mojej siostrze) nowe łóżka. Dotąd spałyśmy jeszcze na łóżku piętrowym, które, no cóż, ledwo się już trzymało i powoli naprawdę zaczynało się rozwalać. Teraz mamy obydwie własne sofy. Jest wreszcie miejsce do siedzenia! Teraz z radością będę zapraszać gości! ;)
Tylko niestety, nasz pokój jest nieco mały, no dobra, maleńki nie jest, ale można zaliczyć go do średniego, więc ogólnie całe dzisiejsze popołudnie bawiłyśmy się wraz z siostrą i mamą w przemeblowanie pokoju tak, by pomieściły się nasze sofy o szerokości 1,45 m. Nie powiem, trochę się namęczyłyśmy, chociaż chyba i tak mniej od panów, którzy nam te łóżka wnieśli. Jednakże co się podenerwowałam, to się podenerwowałam. :D Dzięki Bogu, siedzę sobie teraz w moim nowym kącie i kiedy spojrzę w lewo widzę moje nowe łóżko, które aż woła mnie, bym wyłączyła już komputer i położyła się na nim. Hmm, nie powiem, że mi się nie śpieszy, ale wizja, że od dzisiaj będę musiała codziennie je rozkładać i składać, co za tym idzie również ścielić, nie zbyt mnie motywuje do wyłączenia mojego kochanego komputera... :P Tata się śmieje, że od teraz będziemy mieć codziennie ranną i wieczorną gimnastykę. :)

Ogólnie ostatnimi czasy bardzo często słucham sobie najnowszej piosenki Alexandra Rybaka. Ma bardzo piękny tekst, no i... śpiewa ją Alexander, czyli to wiadomo, że piosenka jest świetna! :D Oczywiście żartuję, nie każdy musi go lubić, ale ja go nawet powiem, że uwielbiam, o czym już na pewno wiecie. :P
A piosenka nosi tytuł 5 To 7 Years:


Przy tym songu "molestuję" przycisk "Replay", jak to powiedziała moja koleżanka (choć ona użyła nieco innego słowa). :P No bo to... Alexander Rybak! :P Te jego oczęta! :D (Waldek nie bądź zazdrosny! :*)

Ogólnie posiedziałam sobie jeszcze w piątek i zrobiłam dla Was pięć tapet o wymiarze 1600x900. ;) Mam nadzieję, że się Wam spodobają. Ja szczególnie lubię tą ostatnią z Lootery. Taka mroczna i zimna kolorystyka sprawia, że od razu przychodzi mi na myśl zima. ;)






A jak Wam minął ten tydzień? Mnie, jak zwykle szybko, ale to i dobrze, bo przynajmniej coraz bliżej do urodzin Waldka, potem święta i Sylwek! :)

Życzę Wam udanego tygodnia i do zobaczenia w następny weekend. Postaram się napisać coś w sobotę w normalnych godzinach. ;*