Tak jak w tytule - na szybko. Dzisiaj, jak na
pewno, wielu wiadomo, są urodziny Preity Zinty. 38 urodziny. I jak za
pewne wiele z Was wie - kocham ją nad życie i jest moją najulubieńszą
aktorką. Choć może nie grywa już w filmach, jak kiedyś, choć może
ostatnio rzadko się udziela w show-biznesie, choć może robi sobie coraz
więcej różnych tam zabiegów twarzowych, choć może i mogę tak wymieniać
długo, ja ją nadal kocham i kochać będę. Nie potrafię zastąpić jej
pierwszego miejsca w mojej czołówce Top 5 inną, młodszą aktorką. Nie
potrafię zapomnieć o latach, kiedy była mi bardziej bliska, niż
kiedykolwiek(takie taam, stare czasy), nie umiem wymazać z pamięci kilka
dobrych filmów z jej udziałem i co najważniejsze, nie potrafię tak po
prostu powiedzieć jej - sorry, ale już Cię nie lubię. Tak sobie ostatnio o tym myślałam i doszłam do wniosku, że to po prostu Mission: Impossible.
Jestem jej wielką fanką już od około 4 lat, więc trochę ze sobą
"spędziłyśmy" czasu. Choć może jestem teraz na nią troszeczkę zła za Ishkq in Paris, ale i tak ją mocno kocham.
Fakt,
wypada teraz słabo w porównaniu z młodszymi kolegami i koleżankami z pracy. Jej
ostatni film pochodzi z 2008 roku, czyli jakby nie patrzeć, sprzed 5
lat, czyli tyle, ile ja interesuję się Bollywoodem. Fakt, może nie jest
już najmłodsza i nie ma takiego szału, kiedy pojawi się na salonach, jak
kiedy wchodzi np. Priyanka, Deepika czy najnowsza gwiazda Bollywood
Alia Bhatt. Cóż, dla mnie to nie ważne, bo na mnie Preity może zawsze
liczyć.
Dlatego piszę dziś tę notkę, na szybko, ale
piszę z głębi serca, by złożyć jej życzenia. Wiem, że tego nie
przeczyta, to przecież byłoby kolejną Mission: Impossible, ale to
nie oto chodzi, żeby ona to zobaczyła. Po prostu robię to, by
telepatycznie przekazać jej, że bardzo ją kocham i pozostanę jej fanką
na wieki oraz, żeby zostawić jakiś ślad po sobie. Może kiedyś, jak będzie jej się nudzić na starość, będzie
przeglądać Neta, trafi na mojego bloga, który też przejdzie już w
zapomnienie, włączy Tłumacza Google, znajdzie odpowiedni język i
przetłumaczy sobie tę notkę.. Kto wie?
Chcę jej więc życzyć:
Po
pierwsze dużo zdrowia, by miała siłę i chęć do dalszej swej kariery. Po
drugie spełnienia marzeń, choć mogłabym przypuszczać, że wiele z jej
marzeń już się spełniło, a nawet jak jej się coś zamarzy, to może to
szybko spełnić, ale życzę jej tego i tak. Po trzecie - wiary w siebie,
by nie straciła swej pewności w siebie, by dumnie kroczyła po świecie z
podniesioną głową, pamiętając o tym, że dla wielu jest autorytetem(w tym i dla mnie). Po
czwarte - by znalazła szczęście w miłości, by i do jej serca zapukała
miłość i zagościła w nim na zawsze. Po piąte i chyba po ostatnie, by
pozostała sobą bez względu na zmieniające się otoczenie oraz żeby
nagrała jeszcze choć kilka filmów.
Życzę jej tego ja - jej wierna fanka z Polski, Natalia.
Wiedz, że Cię ubóstwiam Preity! ;*
2013/01/31
2013/01/26
New York, New York...
Nowy
Jork.
Kto
o nim nie słyszał? Kto nie zna tego miasta? Kto nie kojarzy go chociażby z
takich symboli jak Statua Wolności czy Central Park?
Śmiem
twierdzić, że chyba nie ma takiego człowieka na świecie(oczywiście, nie liczę
dzieci..), bo przecież Nowy Jork jest nie dość, że największym miastem na
świecie, to jeszcze, jak dla mnie, najpiękniejszym… Dopiero za nim lokują się
Londyn i Paryż.
To
miasto, które kocham bezgranicznie, pomimo, iż ani razu w nim nie byłam, ale
bardzo o tym marzę!, zdając sobie sprawę, że jest ono jednym z
najniebezpieczniejszych miast na świecie, że „to przecież Ameryka”, że i że… ;)
Nawet
nie wiem, kiedy zaczęła się ta moja wielka miłość… Ale nie stało się to też tak
dawno temu, jednak muszę przyznać, że za to szybko, nagle, jakby trafiła we
mnie jakaś strzała przysłowiowego Amora… Kiedy leci jakiś film, a akcja dzieję
się w Nowym Jorku, to ja cieszę się, jak głupia. Kiedy akcja książki toczy się
w NY, to mam „banana” na twarzy przez cały czas. Bo jest to sposób, żeby poznać
te miasto jeszcze bardziej, z bliska, by móc poczuć się, że tam jestem, by
orientować się w mieście, w którym kiedyś będę mieszkać…
Mój
jeden z celi w życiu, to mieć mieszkanie na Dolnym Manhattanie, z widokiem na
Central Park, zarabiać na życie będąc grafikiem komputerowym i żyć sobie
szczęśliwie w największym mieście na świecie. Wiem, że może cel(albo raczej
marzenie) ten jest wręcz nierealnym, ale grunt to mieć cele i mocno w nie
wierzyć. Bo wiara czyni cuda, a jeśli o czymś się myśli, to szybciej się to
spełni, jak to mówi mój tato.
Naprawdę,
Nowy Jork jest dla mnie idealny, piękny i najlepszy. Możecie się ze mnie śmiać,
że jestem głupia i naiwna, ale już taka jestem i cóż na to poradzę. Każdy ma
swoje małe słabostki, a moją jest właśnie New York City.
Jednakże
filmy i książki z Nowym Jorkiem w tle, to nie wszystko. Fakt, dowiaduję się
człowiek z nich dużo, może sobie pooglądać różne miejsca i w ogóle, ale w
gruncie rzeczy, to bardzo mało. Filmy nie są przewodnikami, gdzie bohaterzy
będą chodzić i zwiedzać główne atrakcje miasta opowiadając nam przy tym o
historii i najważniejszych rzeczach, które powinniśmy wiedzieć o danym miejscu.
No chyba, że oglądamy typowy film dokumentalny, to może wtedy… Bohaterzy
książek też nie mówią przy każdej nadarzającej się okazji o jakiś miejscu,
tylko autorzy zazwyczaj piszą zdania typu „przeszli 5-tą Aleją, minęli teraz
Empire State Building… itp.,itd.” Tak więc, ktoś kto nie zna miasta, może sobie
tylko wyobrażać, jak to wszystko wygląda… Może włączyć swoją wyobraźnie(bo
jakby nie patrzeć, po to czyta się książki) albo wejść w wujka Google, wpisać
nazwę danego miejsca, obejrzeć zdjęcia i trochę o tym poczytać. Tak, to jest
wyjście, ale ja jednak i chyba nigdy mi się to nie odmieni, wolę wziąć do ręki
książkę, czuć przerzucane kartki, móc otworzyć ją w każdej chwili, kiedy akurat
najdzie mnie ochota na przeczytanie o czymś, albo na zobaczenie zdjęcia.
Komputer z Internetem nie zawsze mam włączony, a specjalnie włączać go, żeby
zobaczyć parę zdjęć, po prostu mi się nie chce, albo nie opłaca…A dlaczego o
tym mówię? A to dlatego, iż chcę się z Wami dzisiaj podzielić moją skromną
opinią o pewnym znakomitym przewodniku po Nowym Jorku, którego tytuł brzmi:
„Spacerem
po Nowym Jorku”:
Tytuł: „Spacerem po Nowym Jorku”
Autor: Katherine Cancila
Wydawca: G+J Książki
Ilość stron: 192
Opis:
Nie ma lepszego
sposobu, by poznać miasto, niż przechadzka po jego tętniących życiem i
kipiących różnorodnością rejonach. Przewodnik National Geographic
Spacerem po Nowym Jorku zawiera piętnaście opisanych krok po kroku i
zaopatrzonych w plany tras spacerowych, które sprawią, że zwiedzimy
miasto jak wprawny podróżnik i będziemy się po nim poruszać niczym
rdzenni nowojorczycy.
Kiedy po
raz pierwszy przeczytałam o tej książce na stronie wydawnictwa, wiedziałam, że
będzie to dobra i udana pozycja. Pomimo, iż nie przepadam za przewodnikami, bo
dotychczas jakoś nie miałam potrzeby ich czytania, po przeczytaniu opisu tejże
pozycji, stwierdziłam, że muszę ją przeczytać! Do tego jeszcze móc pospacerować
sobie (w wyobraźni) po Nowym Jorku, ta wizja skusiła mnie jeszcze bardziej…
Kiedy
wzięłam wreszcie tą cudną książeczkę, nie mogłam wyjść z zachwytu przez kilka
minut. Obracałam ją w rękach, przerzucałam strony, napawałam się pięknymi
zdjęciami w środku, powiedziałabym „jarałam się” na całego. Pierwsze
wrażenie(które ponoć jest najważniejsze) – pięknie wydany przewodnik.
Kiedy zaś
wzięłam się do czytania, odleciałam daleko… poza Ocean Atlantycki, do stanu
Nowy Jork, do mojego świata…
Przewodnik
czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Bynajmniej dla mnie była to czysta
przyjemność. Wyposażony jest w wiele przydatnych mapek(są mapki Manhattanu z
najważniejszymi ulicami, mapka ze schematem nowojorskiego metra, mapki dzielnic,
o których jest mowa), zawiera dużo informacji o głównych atrakcjach danej
dzielnicy, zdjęcia tychże miejsc oraz co jest główną zaletą tej pozycji, a z
czym jeszcze dotąd nigdy się nie spotkałam, zawiera opisy tras po każdej z
dzielnic Nowego Jorku, które mają coś do obejrzenia. Każda trasa posiada mapkę
dzielnicy, która ukazuję wytyczoną trasę, a obok mapki opisana dokładnie, krok
po kroku, trasa. Jest to bardzo fajnie zrobione, bo autorka pisze o tym do
którego metra wsiąść, żeby dotrzeć do kolejnego punktu trasy, gdzie się
kierować, którą ulicą iść, czy co powiedzieć taksówkarzowi, jeśli potrzebny
jest nam akurat ten środek komunikacji. Są oczywiście zdjęcia i odsyłacze do
dalszych stron, gdzie wszystkie atrakcje są nam dokładniej opisane.
Przewodnik
ten zawiera piękne zdjęcia, a kiedy się na nie patrzałam, to wręcz wyobrażałam
sobie, że tam jestem… Obok pięknej wystawy butiku Louis Vuitton, czy na słynnej
5-tej Alei albo w Central Parku, który wręcz ubóstwiam… Naprawdę pod względem
estetycznym, wydanie jest piękne: z błyszczącym papierem, z ciekawą szatą
graficzną, całość jest przejrzysta i przyciąga uwagę.
Do tego
autorka jako dodatek przy wszystkich dzielnicach podaje restauracje warte
odwiedzenia, czy też inne miejsca, które są akurat niedaleko. Są też rady
bywalca oraz ramki z „Warto wiedzieć”, które moim zdaniem są ciekawe i
przydatne.
Przewodnik,
jako całość, to świetna pozycja. Ja dowiedziałam się z niego wiele ciekawych
rzeczy, dopełniłam swoją nabytą już wiedzę, mogłam sobie trochę bardziej pomarzyć
oraz co najważniejsze – poczuć się, jakbym już tam była i chodziła sobie
ulicami Nowego Jorku.
Każdy
znajdzie coś dla siebie, gdyż Nowy Jork jest bogaty pod prawie każdym względem
– miłośnicy sztuki mogą zajrzeć do działu, gdzie opisane są najważniejsze
galerie oraz muzea, ludzie rozrywki – poczytać w dziale Rozrywka o
interesujących klubach, teatrach, barach czy kinach, miłośnicy mody i zakupów –
zajrzeć do działu o modzie i dowiedzieć się trochę o najważniejszych butikach i
sklepach w Nowym Jorku, zaś ci, którzy przepadają za ciszą, spokojem czy
spędzaniem czasu na świeżym powietrzu znajdą wiele ciekawych informacji o
parkach, ogrodach czy np. o Nowojorskiej Bibliotece Publicznej, a lubujący w
jedzeniu znajdą wiele ciekawych propozycji najlepszych lokali i restauracji.
Naprawdę tak wiele, w tak małym przewodniku. Dla tych, którzy wybierają się do
tego miasta, czy też, jak ja, chcą się tam kiedyś wybrać, pozycja ta jest
idealna. Bardzo ciekawa, przejrzysta i z wieloma przydatnymi informacjami oraz ciekawostkami.
Na końcu jest świetny dodatek zatytułowany „Wskazówki dla podróżnych”, gdzie
znaleźć można spis godnych polecenia hoteli(nie tylko tych najdroższych, z
podanymi danymi kontaktowymi), kilka przydatnych informacji, np. kiedy
najlepiej jest się wybrać do Nowego Jorku i jeszcze wiele innych.
Jeśli
kiedyś tam pojadę, na pewno wezmę ze sobą tenże przewodnik. Na razie jednak
pozostaję mi tylko marzyć i wybierać się tam w wyobraźni.
Szczerze
Wam go polecam. Chociaż nie spodziewajcie się po nim wielkiej księgi o Nowym
Jorku, bo jest to tylko przewodnik po tym mieście, a nie jakiś album. Jednakże
to co trzeba nam wiedzieć, dowiadujemy się z niego. Z tej samej serii są
również: „Spacer po: Londynie, Paryżu i Rzymie”, które za pewne też są tak
świetne, jak o Nowym Jorku. Jeśli szukacie jakiegoś małego przewodnika po tym
pięknym mieście, to ta pozycja będzie udaną inwestycją.
6/6
Książkę przeczytałam dzięki Wydawnictwu:
Subskrybuj:
Posty (Atom)