2012/06/29

Freedom... Sweet freedom!

 

Nareszcie... Nadszedł ten czas wyczekiwany przez nas wszystkich! Tak długo na nie czekałam... 
WAKACJE!!!
 Kto z nas nie odliczał dni do końca roku szkolnego? Kto nie myślał o nich na prawie każdej lekcji? Kto nie planował już wyjazdów? Kto nie marzył, by wreszcie one nadeszły? Kto po odebraniu świadectwa nie pomyślał sobie "Nareszcie wolni!"? 
 Teraz jedyne co nam pozostało to się bawić, cieszyć i dobrze korzystać z danego nam wolnego czasu! Tak, więc Jhoom Barabar Jhoom everyone!



Życzę wszystkim udanych wakacji!

2012/06/24

"Studium w szkarłacie" - moje pierwsze czytelnicze zetknięcie z panem Sherlockiem Holmesem

Autor: sir Arthur Conan Doyle
Rok wydania: 27 grudnia 1887
Typ utworu: kryminał
Język oryginalny: angielski

Moja znajomość z panem Sherlockiem zaczęła się nieco dziwnie. Bo od filmu, tego najnowszego z 2009 roku, gdzie główną rolę odgrywa świetny pod każdym względem Robert Downey Jr. Tak, aż wstyd się przyznać, ale dopiero wtedy po raz pierwszy usłyszałam o słynnym detektywie, który nie miał sobie równych. Albo może ujmę to inaczej, oczywiście, że wcześniej o nim słyszałam, ale może nie przykładałam do tego wielkiej uwagi. Ot, jakiś tam pan o imieniu Sherlock Holmes, słynny detektyw, którego wszyscy kochają i znają i podniecają się na całym świecie. Jednakże kiedy było mi dane poznać go osobiście podczas filmu, który nie muszę chyba o tym wiele pisać, spodobał mi się i to bardzo. Od wtedy właśnie zaczęła się moja szaleńcza miłość i zainteresowanie osobą Sherlocka. 
Potem poszłam do kina na kolejną część przygód detektywa, jednakże moje pragnienie nie zostało zaspokojone. Chciałam więcej. Stwierdziłam, że fajnie było by przeczytać jakąś powieść sir'a Arthura Conan Doyle'a. Na moje szczęście, w księgarni Matras była przecena Wielkej Księgi Wszystkich Dokonań Sherlocka Holmesa. Bez żadnych wielkich zastanowień zakupiłam ją sobie. Byłam i jestem nadal wręcz "wniebowzięta". To moja wielka encyklopedia. :D

Z ogromną szybkością zabrałam się do czytania pierwszej powieści - "Studium w szkarłacie". I cóż mogę o niej powiedzieć. Może zacznę od tego, że już od samego początku jeszcze bardziej pokochałam Sherlocka. Dotychczas było mi go dane widzieć tylko w filmach i to jeszcze w bardzo oszczędnych sytuacjach. A tak dane mi było poznać go od drugiej strony, tak jak widział go dr Watson, którego też szczerze polubiłam. Już od pierwszego rozdziału Holmes rozwalił mnie swoją osobą. Wyobraziłam sobie tę sytuację nad wręcz rzeczywiście. Otóż w moich wyobrażeniach o wyglądzie tych dwóch bohaterów przyjęłam aktorów grających w najnowszej adaptacji przygód Sherlocka Holmesa. Tak, więc Sherlocka wyobrażałam sobie jako Roberta Downeya Jr., a dr Watsona jako Jude Law. Po prostu ich kreacje najbardziej pasowały mi do bohaterów. Robert jako Sherlock Holmes wypadł znakomicie, tak samo jego partner. 
Tak, więc już do samego początku byłam zachwycona. Móc poznać sławnego detektywa z bliska, podziwiać go w akcji i próbując wraz z nim rozwiązać zagadkę, to była wyśmienita zabawa. Choć scena, w której przyjaciel dr Watsona opowiada mu o przyszłym współlokatorze, o jego sposobach i zaznaczając delikatnie, że Sherlock jest nieco świrnięty, bo kto normalny bije kijem zwłoki, tylko po to, by poznać jakie siniaki zostawi, wzbudziła u mnie jednocześnie śmiech i obrzydzenie. Jednakże po chwili wszystko minęło, gdyż kolejne linijki jeszcze bardziej doprowadzały mnie do śmiechu. Chociaż działania detektywa co do zwłok są jak najbardziej zrozumiałe. Musiał przecież to wiedzieć, gdyż jest detektywem i nie może pozwolić dmuchać sobie w kulki.  
Naprawdę już pierwsze sceny z Sherlockiem są bardzo śmieszne, no chyba, że tylko mnie one rozbawiły. Ja po prostu starałam się jak najlepiej wyobrazić sobie to wszystko. 

Dziewiętnastowieczna ilustracja powieści
 Muszę powiedzieć, że zabawa w pomocnika tego detektywa była strasznie trudna. Niekiedy wkurzało mnie to, że Sherlock po jednym spojrzeniu na miejsce zbrodni i chwilowe oględziny, już wszystko wiedział, tylko musiał potwierdzić swoje założenia. Przyznać trzeba, łeb to on ma na karku mocno usadzony. Żeby dowiedzieć się co chodzi po jego głowie trzeba czytać dalej, bo czytelnik, bynajmniej ja, jest bardzo zaciekawiony. Chcę wiedzieć co też pan Holmes dowiedział się tylko z kilku szczegółów. Wręcz zazdrościłam mu tych umiejętności. Żeby w jedną sekundę odgadnąć, że dr Watson był w Afganistanie... Jego mózg po prostu już tak funkcjonuję... Warte podziwu. Tutaj mamy już jeden argument stojący za tym, iż Sherlock nie ma sobie równych, a już za pewne nie wśród policjantów z Scotland Yardu, którzy by tylko przypisywali sobie zasługi. Jednakże kochanemu Sherlockowi nie zależało na sławie. Robi to, bo to kocha i na tym się zna najlepiej, jak to stwierdził po głębszym zastanowieniu dr Watson. :)
Ogólnie książka jest ciekawa. Chociaż ma i swoje nudne strony. Szczególnie druga część, w której to na początku nie mogłam się połapać. Wręcz się wystraszyła, bo już myślałam, że jakiś błąd w druku i czytam nie to co powinnam. Jednakże potem zrozumiałam o co w tym wszystkim chodziło. Jak dla mnie to trochę za długie było. Wydłużało wszystko, chociaż nie powiem było bardzo ciekawa co kierowało mordercą. Jakby nie patrzeć jego morderstwo w tym świetle nie było aż takie straszne. Należało się draniowi i tyle. :)

Robert Downey Jr. jako Sherlock Holmes

Sir Arthura Conan Doyle pisze ciekawie, umie wciągnąć czytelnika. Jest powściągliwy co do naszego głównego bohatera, chociaż to w tym jest czasami najlepsze, bo aż chce się czytać dalej, by móc lepiej poznać postać Sherlocka. Nie czuję się nawet, iż czyta się powieść sprzed ponad 100 lat. Jedynie niektóre szczegóły mogą zdziwić tych, którzy w ogóle nie pojmują w jakich latach dzieje się akcja. Ja byłam na to przygotowana, choć mały szok był, nie powiem. A to dlatego, gdyż dotychczas zagłębiałam się raczej w kryminały nowoczesne. Ostatnio dopiero wzięłam się za starsze pozycje.
Styl sir'a Doyle mi się podoba. Dlatego z wielką chęcią zagłębiać się będę w dalsze przygody sławnego i zdolnego detektywa Sherlocka Holmesa.


Kończąc już moje wypocinki, serdecznie polecam wszystkim tym, którzy lubią kryminały. To nie lada gratka dla nas. Ja do końca nie wiedziałam, co Sherlockowi chodzi po głowie i na koniec musiałam to sobie wszystko poukładać w głowie. Naprawdę dobra pozycja. Warto. A Ci, którzy są ciekawi przygód detektyw gorąco zachęcam do zapoznania się z tą barwną postacią. Na pewno nie pożałujecie. 

5/5



2012/06/21

Slumdog - człowiek, który miał dużo szczęścia...



 A za pewne już każdy widział ten film. A jeśli nie widział, to na pewno o nim słyszał. Pewnego czasu było o nim nieco głośno. Film, który podwojował świat, który zdobył 8 Oscarów i wiele innych nagród na bardziej i mniej znanych festiwalach. Z piękną muzyką w tle, twórczości uzdolnionego Mozarta z Madrasu, pana A.R. Rahmana, z dobrze dobraną obsadą i może nie pięknymi widokami(z wyjątkiem Taj Mahal), ale jakże różniącymi się od tych wszystkich, które spotykamy w filmach amerykańskich czy niektórych słodkich Bollywoodach.
O nim dzisiaj właśnie chcę napisać. Zrobiłam sobie kolejną powtórkę, do której tchnęła mnie powieść Vikasa Swarupa, na której wzorowany jest "Slumdog". A dlaczego tylko wzorowany? O tym dowiecie się poniżej.


Jamal Malik. Takiego szczęścia na pewno nie jeden z nas by mu pozazdrościł. Ale czy na pewno? Jeśli przyjrzymy się temu bliżej, chyba nikt nie chciałby się zamienić z głównym bohaterem. Ba, w nie jednym z nas za pewne rodzi się współczucie, kiedy dowiadujemy się przez co przeszedł i jak żył. "Biedak", to słowa nie raz przelatujące nam przez głowę podczas seansu. Jednakże jak to zawsze w filmach bywa, nieszczęście nigdy nie trwa wiecznie, a jeśli trwa zostanie nam to nagrodzone w Niebie, czy też w kolejnym życiu. 
Jamal Malik już od dziecka miał, że tak to określę, przesrane. Jako kilkoletni chłopiec stracił matkę. Został mu tylko brat Salim, który już wtedy uważał się za większego i lepszego. Co się dziwić. Był starszy, to jemu teraz przypadła opieka nad 'rodziną'. Jednakże w tym nieszczęściu poznał Latikę, dziewczynę, która podbiła jego maleńkie serduszko. Choć może ta miłość jeszcze wtedy nie widoczna, powoli rozwijała się w każdym z nich. 
Potem wydawałoby się, że nastał koniec ich biedoty. Jakiś święty przyjechał po nich, dał im do picia zimnej coli i zabrał do domu, gdzie było więcej takich dzieci jak oni. Cała trójka była zgodna co do jednego - wreszcie zaczną lepiej żyć. Ale prawda wyglądała inaczej. 'Święty" okazał się brutalem, który wykorzystuje małe dzieci do zarobku. Kiedy Salim zaczyna rozumieć o co chodzi w tym wszystkim ucieka wraz z bratem. Latice niestety dziwnym trafem nie udało się uciec. "Puściła rękę", jak to powiedział Jamal. 
Kolejne lata mijąja im na jeździe na dachu pociągów i na zarabianiu na pasażerach. Sprzedawali wszystko co tylko się dało. A niekiedy też kradli, przez co ich życie w pewnym momencie wkroczyło na nowy tor. Trafili do 'nieba'. Los przywiódł ich do największego skarbu Indii - Taj Mahalu. 
Tam żyli z bycia przewodnikami i sprzedaży butów turystów. Tutaj od razu dam radę tym, którzy mają zamiar wybrać się kiedyś do Indii i zwiedzić ten istny cud świata - lepiej chowajcie buty do torby, jeśli już będziecie musieli je zdjąć, Kto wie, czy nie ma więcej takich Jamalów i Salimów w Agrze. :D



Dalej życie plecie im kolejne figle. Mumbai. Jamal wraz z Salimem odnajdują Latikę. Uciekają po raz kolejny z rąk dawnego oprawcy. Szczęście młodego Jamala nie trwa jednak długo. Salim się upija i budzi się w nim prawdziwa natura faceta. Jamal nie ma wyboru, zostawia ich i przyjdzie mu ich nie widzieć przez kolejne lata. 

Naszego głównego bohatera bohatera poznajemy kiedy zostaje aresztowany. Musimy przyglądać się jego torturom. Jest posądzony o oszustwo. Ale dlaczego? Jak do tego doszło? Tego dowiadujemy się powoli, poprzez historię, które opowiada Jamal policjantowi i zarazem Nam. Są one ułożone chronologiczne, więc nie mamy wielkiego problemu z połapaniem się w życiu biednego Jamala. Ale dlaczego wziął udział w 'Milionerach'? Skąd znał odpowiedzi na pytania? Czy ostatecznie wygrał  20 milionów rupli? Czy odnalazł utraconą miłość? Tego Wam nie wyjawię. Chociaż Ci, którzy film już widzieli za pewne znają odpowiedzi na te pytania.


Jednakże wracając do tego czy na pewno możemy zazdrościć naszemu bohaterowi szczęścia. Cóż, to co przeżył nie sprawia, że jest nam do śmiechu i to zazdrości. Biedak musiał wiele przeżyć, by wreszcie udało mu się dostać to co chciał. Jednakże czy i nie my doświadczyliśmy podobnych zdarzeń? Może nie takich jak Jamal, ale podobnych pod wzgledem tego, jak na nas one wpłynęły. Nie znam takiego kogoś, kto by powiedział, że miał idealne życie, bez jakichkolwiek problemów. Taki ktoś chyba nie istnieje. Każdego z nas prześladują jakieś koszmary, problemy i kompleksy. Dlatego moim zdaniem "Slumdog" osiągnął taki sukces. Bo każdy z nas może się zidentyfikować z głównymi bohaterami. Może nie przeżyliśmy tego co oni, może nie byliśmy zmuszeni oszukiwać, może nie byliśmy sprzedawani z rąk do rąk, może nie musieliśmy mieszkać w slumsach i walczyć codziennie o swoje życie, ale każdy z nas może powiedzieć, że przeżył rzeczy, które możemy określić odpowiednikami do zdarzeń bohaterów. Wiem, że to dziwne, ale dla jednego złamanie paznokcia ma taką samą wagę, jak dla drugiego życie w biedzie. Każdy z nas inaczej odbiera ból i cierpienia. Dla każdego problemy mają inną wagę. Dlatego nie każdy rozumie kogoś, kto przejmuje się tym, że nie jest rozumiany przez innych. Przecież on ma gorzej. Ale właśnie dla tego drugiego to jest to 'gorzej'. 

Czy i w naszym życiu też kiedyś nastąpi 'happy end', tak jak w życiu Jamala? Za pewne tak. Każdy z nas takich "happy endów" przeżył nie raz. Kiedy po jakimś czasie złego losu, przychodzi wreszcie chwila szczęścia. Coś dostajemy, znajdziemy prace, czy w szkole dostaniemy lepszą ocenę. Uważam, że nie ma tylko i wyłącznie jednego "happy endu". Jest ich wiele, tylko my ich nie zauważamy, bądź nie myślimy o nich jak o filmowych dobrych zakończeniach. Tylko w filmie jest jeden, bo to tylko urywek pewnej historii. Dalsze losy bohaterów możemy tylko sobie zgadywać. Każdy z nas inaczej dopowie sobie tą historię. 



A czemu tylko wzorowany na książce? Otóż, iż książka i film różnią się prawie pod każdym względem. Główny bohater to nie Jamal Malik tylko R Mohammad Thomas, historie są opowiedziane niechronologiczne, przez co można czasami się pogubić i są one opowiadane adwokatce. Muszę powiedzieć, że i film i książka są świetne. Gdybym miałam wybierać, byłoby mi bardzo trudno. Każde ma coś w sobie. I na książce bawiłam się dobrze, jak i na filmie. I polecam szczerze tym, którzy oglądali "Slumdoga" przeczytać i książkę. Jednakże proszę nie bawcie się w porównywanie. Zapomnijcie, że istnieje film. Już na początku zauważycie jak oba bardzo się różnią. Dalej jest nie lepiej. Czytajcie bawiąc się tym co jaką wersję miał autor. I za pewne nie raz, tak jak ja będziecie zazdrościć bohaterowi szczęścia i pamięci. Bo czy każdy z nas pamięta wszystko to co wydarzyło się w jego życiu z najmniejszymi szczegółami. Oby i nam kiedyś przydało się to co przeżyliśmy.


Jai ho! moi drodzy! ;-)


Powitanie

Witam. To moja pierwsza notka. Mam w zamiarze pisać tutaj o tym co kocham, co w danym momencie myślę i dzielić się z Wami moimi opiniami na różne tematy. Co z tego wyjdzie? Mam nadzieję, że wiele. Od zawsze marzył mi się taki blog, więc mam nadzieję, że wreszcie uda mi się go utrzymać przy życiu dłużej niż tylko jeden dzień. ;)


Pozdrawiam i zapraszam do czytania moich wypocin, które będę się starać pisać w miarę regularnie. :D