2013/12/15

"Biały Tygrys" Aravind Adiga

Tytuł: Biały tygrys
Autor: Aravind Adiga
Tytuł oryginału: The white tiger 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
Data wydania: 2008 (data przybliżona) 
Liczba stron: 256

Kiedy postanowiłam, iż będę pisać regularne posty, pisałam do Was z prośbą, że jeśli macie jakiś pomysł na kolejną notkę, to z miłą chęcią o nim przeczytam i go przemyślę. I właśnie przy poprzednim poście, BlueRose napisała, że mogłabym napisać jakąś recenzję książki, bo już dawno nie było na blogu. Może najlepsza w tym nie jestem, ale pomyślałam sobie, czemu nie? Dawno już na porządnie żadnej książki nie czytałam, może warto wreszcie pokonać moje lenistwo i przeczytać coś dobrego. Dlatego też w piątek, zaraz po praktykach wybrałam się do biblioteki miejskiej i wypożyczyłam sobie cztery książki, które uznałam za warte przeczytania. Z tych czterech wybrałam zaś jedną, która w sumie interesuje mnie najbardziej i na pewno będę ją mogła polecić Wam, iż jest ona powiązana, i to bardzo, z Indiami, które lubimy. Wybór padł właśnie na Białego tygrysa. Już sam opis z tyłu mnie zainteresował, stwierdziłam, że warto dać szansę i zobaczyć jaki to też debiut miał pan Adiga. Powiem tak, na pewno nie był to zły wybór.

Całe lata szukałem klucza,
Lecz drzwi były zawsze otwarte. *

Biały tygrys. Jakby nie patrzeć zwyczajny tygrys, tylko że biały. Zjawisko to zachodzi na wskutek zmiany w pojedynczym genie. Biały tygrys to rzadkość. To zwierze bardzo poszukiwane przez ogrody zoologiczne, bo przecież taki osobnik rodzi się naprawdę bardzo rzadko i jest on, jakby nie patrzeć, wyjątkowy.

Taki też i jest główny oraz tytułowy bohater. Jako jedyny z rodziny jest inny, każdy dostrzega w nim cechy zmarłej matki. Jest inny, chce coś w życiu osiągnąć, bo tak też chciał jego ojciec. Czy mu się to uda? Dowiadujemy się właśnie tego z jego nocnych nagrań, które kieruje do chińskiego premiera, Wena Jiabao. Przez siedem nocy opowiada on mu, a zarazem nam, historię swojego życia. Począwszy od dzieciństwa, a skończywszy na dorosłości i ustatkowaniu. Pewnych faktów dowiadujemy się od razu, a na niektóre trzeba nam będzie czekać przez kilka "nocy". Każda noc to kolejny rozdział. 

Balram Halwai, czyli inaczej Munna albo Biały Tygrys snuje nam przez siedem nocy historię o tym, jak z uczciwego i pracowitego chłopca, urodzonego w ciemnym sercu Indii, stał się pełnym determinacji zabójcą. Jego oczami oglądamy Indie, jakich nigdy dotąd nie widzieliśmy (no chyba, że ktoś już wcześniej czytał książki z prawdziwymi Indiami w tle): kraj biedy, bezprawia, korupcji i nowoczesnego biznesu na globalną skalę.

Trzeba przyznać, na pewno zobaczymy tu zupełnie inne Indie niż te, które niekiedy widujemy w filmach indyjskich. Balram pokazuje nam prawdę, całą prawdę, jak to według niego tam wygląda. Po pierwsze, Indie podzielone są na dwie części: Jasność i Ciemność. Jasność to miasta i tereny, które leżą koło morza bądź oceanu, to ludzie bogaci. Ciemność zaś to środek kraju, czyli biedota. Właśnie stamtąd pochodzi nasz książkowy bohater. Urodził się on w licznej rodzinie, w której władzę sprawuje staruszka Kusum, babcia Balrama. Kiedy był on mały został zabrany ze szkoły i zmuszony do pracy w herbaciarni (jego kasta to halwai, czyli cukiernicy) i tak właśnie zaczęła się jego życiowa historia, którą my poznajemy z nocy na noc.

Ogólnie książka została określona mianem amoralnej, prowokacyjnej i na wskroś współczesnej powieści. Dlatego też nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z tą opinią. Książka na pewno nie raz nas zaskoczy, rozśmieszy, czy też zniesmaczy. Jednakże czyta się ją naprawdę dobrze. Nie powiem, bardzo mnie wciągnęła. Czytałam ją w każdej mojej wolnej chwili. Byłam ciekawa dalszych losów naszego bohatera, który jakby nie patrzeć był interesującą postacią. Jak trzeba było to był skromny i oddany, a jak trzeba było to i odważny był. Jednakże widok jednej, malutkiej jaszczurki od razu go odmieniał. Ja, szczerze polubiłam Balrama i nawet w niektórych momentach mu współczułam. Jednego tylko nie mogłam zbytnio pojąć, dlaczegoż to postąpił w taki sposób, a nie w inny. Jego pan nie był niczemu winien, jak potem dobrze stwierdził, trzeba było to zrobić jego bratu, a nie głupiemu panu Ashokowi. 

Swoją lekturę uważam za naprawdę udaną. Tego mi właśnie brakowało, dobrej lektury przy której poczuję, że czytanie to coś, co uwielbiam i się odprężam. Tęskniłam za chęcią do czytania i gdyby nie BlueRose i jej propozycja, nie wiem ile by jeszcze trwało moje lenistwo w nieczytaniu. Dziękuję Ci, BlueRose. ;*
Tak więc, książkę tę szczerze Wam polecam. To pozycja idealna dla tych, którzy chociaż trochę interesują się Indiami, gdyż można się z niej dowiedzieć naprawdę wiele ciekawych faktów i rzeczy. Ja ani trochę nie żałuję każdej minuty poświęconej na Białego Tygrysa, bo tak jak i to zwierzę, tak i też ta książka jest wyjątkowa. Takie pozycje "rodzą" się raz na kiedyś. Chętnie przeczytam inne książki autorstwa pana Aravinda Adigi. Jeśli kiedyś dorwiecie tę książkę nie zastanawiajcie się długo, tylko zabierajcie się do czytania! Naprawdę ciekawa. ;)


* Cytat z książki.

2013/12/07

Something I Need...

Jak widzicie, znów nowy wygląd... Tamten był tylko chyba tak na chwilę, nie miałam zamiaru go długo mieć. Taki chwilowy, dopóki nie zrobię czegoś lepszego. Hmm... Miał być ogólnie bardziej zimowy wygląd, ale niestety jakoś wena poniosła mnie znów w odcienie złotego. A to wszystko przez zespół OneRepublic... :D Żartuję oczywiście, taka kolorystyka najbardziej pasowała do ich zdjęć, więc stwierdziłam, że jest ładnie i ustawiam ten nagłówek. Jak długo będzie? Któż wie... Dopóki nie stworzę czegoś innego, może bardziej świątecznego, może... Uwielbiam OneRepublic, więc przez dłuższą chwilę na pewno pobędzie z nami. ;)

Ogólnie ostatnimi czasy zaczęłam się trochę bawić w kodowanie w CSS. Jednakże teraz zrobiłam sobie przerwę, pobawiłam się i na razie mi się chyba znudziło, bo wolę robić coś innego. Sądzę jednak, że na pewno jeszcze do tego wrócę, bo to naprawdę świetna zabawa jest. CSS ma bardzo duużo możliwości, które ja chciałabym kiedyś poznać. Przynajmniej się postarać. Takie moje pierwsze coś (nawet założyłam specjalnie próbnego bloga do mojej nauki) możecie zobaczyć tu. Nie jest to nic specjalnego, ale kiedy skończyłam pisać kod byłam z siebie naprawdę dumna.

Ostatnimi czasy w ogóle jakoś za nic nie potrafię się wziąć. Tłumaczę kolejny film, ale jakoś totalnie brak mi chęci za zabrania się do otworzenia pliku z napisami oraz filmu i tłumaczenia kolejnych linijek... Naprawdę, okropny leniuch się ze mnie robi... To chyba ta pogoda tak na mnie wpływa. Moje łóżko coraz bardziej mnie do siebie przyciąga i z dnia na dzień ciężej mi jest z niego wstać. Tydzień temu prawie cały weekend przeleżałam w łóżku... Nie mówię, że tego żałuję, bo było naprawdę przyjemnie poleżeć sobie po męczącym tygodniu, ale jakoś miałam dziwne poczucie, że zamiast tego mogłam porobić tyle innych rzeczy. Jednakże od czasu do czasu, każdemu należy się porządny wypoczynek. Tym bardziej, że zeszły czwartek i piątek miałam naprawdę męczące. W czwartek to już w ogóle zachodzona byłam. Do szkoły na dwie godzinki, sprawdzianik z matmy, potem do kina na film Wałęza. Człowiek z nadziei, po kinie wraz z moimi dwoma koleżankami pojechałyśmy do Galerii Pomorskiej na spotkanie z siatkarzami Skry Bełchatów i naszym bydgoskim Transferem Bydgoszcz (było przecudownie!!!), a po udanym spotkaniu jechałam na kolejne, byłam z przyjacielem Waldka kupić dla niego prezent na 18-stkę. Kiedy o 19 wróciłam do domu, opadałam z sił, szybko zjadłam obiadek i leciałam do mojego ukochanego. ;) Tam już w ogóle opadłam z sił i długo się zbierałam, żeby wrócić do siebie do domu.
Z tego udanego spotkania z siatkarzami mam dwa zdjątka i autografy tych oto panów:

Andrzej Wrona

Stéphane Antiga
Zaś piątek to praktyki (6h), a potem odprowadzenie Waldka na PKS, bo jechał do Płocka na konkurs chemiczny, a następnie 3-godzinne zakupy z mamusią. Zakupiłam sobie aż trzy rzeczy! Raz na kiedyś kupię sobie coś "markowego" i się jaram. :D Ogólnie szłam z zamiarem kupienia sobie jakiejś bluzki na dzisiejszą imprezę (rodzinna 18-stka Waldka), a wyszłam ze spódniczką, koszulą a'la dżinsową i tuniką. :) Takie zakupy to ja rozumiem. Kiedy wróciłam do domu, byłam totalnie padnięta i odpoczęłam sobie siedząc na komputerze.

Ogólnie nie pisałam już z dwa tygodnie, jednakże sama tak postanowiłam, że zrobię sobie małą przerwę od pisania na blogu. Teraz postaram się znów pisać regularnie co tydzień. Zależne to będzie od mojej weny i pomysłów na notki.

A co u Was słuchać? Jak się Wam podoba pogoda za oknem? Śnieg, śnieg, dużo śniegu oraz silny wiatr. Oby tylko Święta były śnieżne, wtedy będę bardzo szczęśliwa. ;)

____________________________________
Zdjęcia są moją własnością. Wszelkie prawa zastrzeżone.

2013/11/17

Shuddh Desi Romance (2013) - czyli czysty, indyjski romans



W dzisiejszych czasach, zarówno w Europie, jak i w innych częściach świata, również w Indiach, instytucja małżeństwa oraz rodziny przechodzi kryzys. Oczywiście młodzi ludzie biorą śluby, zakładają rodziny, ale wiele z nich są słabe i ostatecznie dochodzi do rozwodów. Niektórzy nawet nie chcą wychodzić za mąż/żenić się, ponieważ boją się, że i im się to przytrafi. Wolą najpierw lepiej się poznać, zamieszkać razem i wtedy mogą stwierdzić, czy aby na pewno chce się z tą drugą osobą spędzić całe swoje życie. Wiadomo, starszym pokoleniom się to nie podoba, ale dla nas młodych to normalne. My (używając wyrazu "my" nie muszę mieć zawsze na myśli mnie oraz Was, moi Czytelnicy) jesteśmy bardziej wymagający. Życie "na kocią łapę" nie wydaje się nam niczym złym, dla nas to możliwość sprawdzenia, czy dana osoba jest warta spędzenia z nami całego życia. Niekiedy starsi mówią, że przesadzamy, twierdząc, że wtedy małżeństwa są trwalsze, bo wiele małżeństw z ich czasów było zawierane ze zdrowego rozsądku itp. Kiedyś mój tata powiedział mi, że żałuje, iż przed ślubem nie pomieszkali sobie z moją mamą trochę sami, bo może wtedy nawet by nie wzięli ślubu. Nie twierdzi, że żałuje swojej decyzji, tylko chciał mi pokazać, że czasami lepiej dobrze poznać osobę, z którą zdecyduję się spędzić resztę swojego życia.

Tak też postępują i nasi bohaterowie, zwłaszcza Raghu i Gayatri. Poznajemy ich w chwili, kiedy Raghu (Sushant Singh Rajput) zdecydował się na aranżowane małżeństwo i wynajmuje na swoje wesele ludzi, którzy mają grać jego rodzinę. Do grania jego siostry wynajmuje Gayatri (Parineeti Chopra). W drodze do domu panny młodej pomiędzy bohaterami zaczyna coś iskrzyć i w samym środku ceremonii ślubnej Raghu ucieka. Po dwóch tygodniach ich drogi znowu się krzyżują i postanawiają dać sobie szansę i sprawdzić, czy aby na pewno do siebie pasują. Tak zaczyna się ich pokręcona historia miłosna.

Nie powiem, główni bohaterowie mieli niezłe dylematy. Niezdecydowani, niezdecydowani i jeszcze raz niezdecydowani! Ja rozumiem, że małżeństwo to coś naprawdę poważnego i trzeba się dobrze zastanowić, kiedy podejmę się taką decyzję, ale żeby cały czas być aż takim niedecydowanym? Ośmielę się nawet nazwać ich (chodzi mu o tą dwójkę Raghu i Gayatri) tchórzami. A dlaczego? Już wyjaśniam.


Raghu to nieco nieśmiały młody człowiek. Decyduje się na aranżowane małżeństwo, chyba dlatego, iż zdaje sobie sprawę, że nie ma szans w znalezieniu swojej idealnej partnerki. Dodatkowo jego przyszła żona spodobała mu się również z wyglądu... Jednakże nie wyobrażał sobie, że podczas tych kilku dni spotka dziewczynę, która mu się spodoba i z wyglądu, i z charakteru. Dlatego tchórzy i ucieka ze swojego ślubu, tłumacząc się potem, że nie chciał przez całe życie ranić swojej żony, tym, iż kocha inną. Kiedy na jego drodze znów staje Gayatri jest już odważniejszy i pewniejszy siebie. Przekonuje dziewczynę, żeby zamieszkali razem, gdyż uważa, że są dla siebie stworzeni. To, co pomiędzy nimi jest nazywa "fizyczną chemią". :D

Gayatri zaś to pewna siebie dziewczyna, która pali i ma za sobą już wiele romansów, jeden nawet zakończony niezbyt przyjemnie. Można ją nazwać niezależną i nowoczesną kobietą, gdyż mieszka sama i sama decyduje o swoim życiu. Od ojca odsunęła się już dawno temu. Kiedy poznaje Raghu z początku ma na niego "zlewkę", ale za drugim razem, po przemyśleniu sprawy, zgadza się na wspólne mieszkanie z chłopakiem, do którego czuję ogromną chemię. Chce dać im szansę.

Ich związek wydaje się idealny. Są swoimi przeciwieństwami, widać, że coś do siebie czują, uprawiają to i nieco (if you know what I mean) i ogólnie wszystko byłoby dobrze, gdyby byli ze sobą szczerzy i od razu mówili sobie to, co ich męczy, może inaczej by to wyglądało. A tak, Raghu był ciekawy przeszłości swojej partnerki i słuchał wszystkich opinii innych ludzi, zamiast zapytać się u źródła. Gayatri była o to zła i też do końca szczerze mu tego nie mówiła, dlatego ich związek zmierzał ku jednemu... ślubowi!, z którego jedno z nich uciekło. Kto, nie zdradzę! :P


Ogólnie przez cały film przewijał się problem niezdecydowania. Główni bohaterowie ciągle byli niepewni siebie i tego, czy aby na pewno chcą się aż tak angażować. Mieli alergię na śluby.
To ja się pytam, czy ktoś im kazał brać ślub? Tak, na pewno na ich decyzje wiele wpływu miało społeczeństwo, które jedyny związek pomiędzy kobietą, a mężczyzną akceptuje tylko małżeństwo. Jednakże, do ich całej postawy ten ślub nie pasował. Dlatego nie dziwię się, że ciągle uciekali. Niekiedy ślub nie jest potrzebny do szczęścia. Już wiele było takich przypadków, że dwójka ludzi spędziła ze sobą 20 lat, mieli dzieci, byli bardzo szczęśliwi w takim związku i dopiero po tak długim czasie zdecydowało się na ślub. Dlatego zakończenie bardzo mnie ucieszyło. W sumie, gdyby było inne, to naprawdę nie pasowałoby ono do głównych bohaterów.

W filmie tym możemy zobaczyć razem Parineeti Choprę, kuzynkę Priyanki Chopry, którą znać możemy z takich filmów jak: Ladies vs Ricky Bahl (2011) i Ishaqzaade (2012) oraz Sushanta Singh Rajputa, znanego przynajmniej mi z filmu Kai Po Che (2013). Obydwoje bardzo utalentowani, razem stworzyli ciekawą parę. Moim zdaniem zagrali świetnie, chociaż miałam lekkie wrażenie, że jednak nie pokazali wszystkiego na co ich stać. Jednakże naprawdę, źle nie było. Ich gra aktorska była na wysokim poziomie i chętnie zobaczyłabym z nimi jeszcze jakiś film. Druga pani, Vaani Kapoor, swoją grą jakoś mnie nie zachwyciła, ale jej bohaterka nieźle zamieszała w filmie... :D


Moim zdaniem, film wart obejrzenia. Czekałam na niego już od momentu zobaczenia zwiastuna. Dużym plusem jest soundtrack, który zawiera same dobre kawałki. Zakochałam się w nim już po pierwszym przesłuchaniu, a po filmie uwielbiam go jeszcze bardziej! Kto jeszcze nie słuchał ani jednej piosenki, polecam zacząć od tytułowej.

Jeśli ktoś poszukuje dobrego filmu, szczerze Wam go polecam! Chociaż wiadomo, nie każdemu się on spodoba, ale myślę, że większości raczej przypadnie do gustu.

Ja oceniam go na 7/10. ;)



info o filmie: http://en.wikipedia.org/wiki/Shuddh_Desi_Romance

2013/11/09

Dil Duffer



Jakże ja uwielbiam tą piosenkę! Jak ją tylko obejrzałam i usłyszałam, naszły mnie naprawdę miłe wspomnienia... Aż sobie znów poprzypominałam moje jakże udane wakacje. :D
Chyba za każdym razem, jak będę je sobie wspominać to od razu na mojej twarzy będzie widnieć zaciesz. ;)

W ogóle ostatnio, czytaj w czwartek, zdałam sobie sprawę, że ten czas mija jak szalony i jest już listopad. Idąc sobie ulicą przed godziną 17(wracałam ze szkoły) było bardzo chłodno i wtedy sobie popatrzałam dookoła i stwierdziłam, że kurcze, to taka już typowa jesienna pogoda jest, że już raczej rzadko będę widywać moje kochane słoneczko, że niestety powoli temperatury będą spadać w dół, aż dojdą do dużych minusów, jeżeli w ogóle nastąpią minusowe temperatury, że trzeba się coraz cieplej ubierać i że tak ponuro i szaro dookoła. No i ciemno szybciej! Dodatkowo, wczoraj, kiedy szukałam rzeczy, w które się ubiorę, stwierdziłam, że bardzo, ale to bardzo chcę już lato! Przynajmniej będzie można sobie pochodzić dłużej, ubierać na siebie mniej warstw, no i w ogóle pogoda będzie ładniejsza i cieplejsza! :) Ale na przynajmniej wiosnę jeszcze sobie trochę poczekam.

Chociaż nie mówię, że nienawidzę zimy. Bardziej deszczowej kluchy jesiennej, tej szarości. Taka pogoda skłania nas do tzw. jesiennej depresji. Ja w nią jeszcze nie popadłam, ale kiedy widzę, że za oknem jest szaro i ponuro oraz że pada deszcz, to mi się tak bardzo wszystko chce, że hej. :D

Zimę lubię, ale taką typową, czyli kiedy jest bialutko, pełno śniegu(też bez przesady), kiedy jest kilka stopni na minusie i ładnie pada śnieżek. Zimę lubię również za święta, które mam nadzieję, że w tym roku będę czuć, że nie będę znów "trupem świątecznym", jak to w tamtym roku nazwała nas Red. ;)
W sumie, już się nie mogę doczekać okresu przedświątecznego, więc jest lepiej niż w tamtym roku. Tylko, że najbardziej wkurzają mnie sklepy, które już na początku listopada w swoim asortymencie mają do kupienia ozdoby świąteczne oraz prezenty! Ychh...! Ale nie tylko sklepy, bo również gazetki nie są od nich lepsze. Wczoraj sobie biorę do ręki pewne kolorowe pisemko dla "gospodyń domowych", a tam już przepisy świąteczne! No kurde nooo! Zacznijmy rozmawiać i jarać się świętami dopiero w grudniu, jak już, a nie na początku listopada! Dopiero co odwiedzaliśmy groby naszych krewnych... Nie lubię tego. Jak na moje powinni zakazać tych wszystkich akcji świątecznych w listopadzie. Listopad to jeszcze jesień ludzie, a nie zima! Ale cóż poradzić na głupotę ludzi...

Ogólnie wczoraj brałam już trzeci raz udział w Stand-Up Bydgoszcz. Ja byłam trzeci raz, ale ta impreza organizowana była po raz czwarty. Naprawdę mi się każda edycja na której byłam, na tej również bawiłam się znakomicie. Nawet, muszę przyznać, nie wiem czemu, ale dwa razy zostałam "zaczepiona" przez stand-up'erów. :P Dodatkowo, zarobiłam 10 zł za to, że się ładnie uśmiechałam i cały czas słuchałam występu jednego z występujących. Normalnie jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Miał gostek zadać pytanie i nagrodą miała być dyszka, a zamiast tego po prostu dał mi tą kasę. :P
Ja ogólnie uwielbiam kabaret, więc z miłą chęcią, a nawet z przyjemnością chodzę na każdy kolejny Stand-Up. Następny 13 grudnia i już się nie mogę doczekać! Mamy naprawdę utalentowanych stand-up'erów, którzy wymiatają ze swoimi tekstami! ;) Planują potem pojeździć po Polsce ze swoimi występami, bo się innym podobają.
Jeśli Wy też lubicie kabarety i wiecie, że w Waszym mieście organizowany jest Stand-Up i nadal wahacie się czy iść, idźcie śmiało! Można się nieźle pośmiać! ;)

Na dzisiaj to by było na tyle. Na koniec mam dla Was jeden zestawik, który stworzyłam w przypływie weny w tygodniu:

500x250
120x120
PS. Jeśli chcecie, żebym następne notki napisała na jakiś dany temat, wyraziła swoje zdanie o czymś, albo po prostu chcielibyście o czymś (o jakimś filmie, muzyce, itp.) poczytać w moich notkach, to byłabym bardzo wdzięczna za zapodanie mi tematów. ;* Postaram się wtedy z miłą chęcią o tym napisać. ;)

2013/11/03

I hope our love will last forever...

Witajcie!
Lenistwo, to coś czego nienawidzę u siebie oraz u innych. Nie lubię być leniwa, nie mieć chęci na nic, nie mieć weny i w ogólnie siedzieć bezczynnie, przeglądając sobie "fejsa". Ale kurczę, od jakiegoś czasu niestety dopadło mnie to cholerne lenistwo. Nie mogę się go pozbyć, pomimo, iż bardzo tego pragnę.
Nie mam ochoty czytać książek, nie mam ochoty oglądania filmów, nie mam ochoty na nic... Wkurza mnie to, bo tłumaczę się też tym, iż "nie mam wystarczająco czasu". Cóż, trochę jest w tym prawdy, ale prawie codziennie jest to taka moja mała wymówka. "Nie masz czasu na czytanie", mówię sobie codziennie. Ale powiem Wam, że to jest jeszcze mało wkurzające. Najbardziej irytuje się wtedy, kiedy mam czas, tylko chęci do czytania bądź oglądania nie mam... I weź tutaj ze sobą nie zwariuj!
Ogólnie, od piątku nie mogę już tak bardzo narzekać. Wzięłam się w garść i postanowiłam sobie, że od piątku zaczynam wreszcie tłumaczyć film, który czekał na tłumaczenie przez cały tydzień. Przysiadłam i udało mi się przetłumaczyć 1100 linijek z 1775. ;) Miałam ogólnie plan, żeby przetłumaczyć sobie ten film w cały weekendzik, ale jak zwykle, plany lubią się psuć i zmieniać. Tak też i stało się z tym planem... Dzisiejszy dzień to już w ogóle nie wyglądał tak, jak go sobie wyobrażałam jeszcze wczoraj. Do komputera przysiadłam dopiero teraz, więc opcja, iż przetłumaczę w weekend cały film raczej nie wypali.
Jednakże jest nawet duży plus tej zmiany planów. Otóż wreszcie moi rodzice zakupili nam(mi i mojej siostrze) nowe łóżka. Dotąd spałyśmy jeszcze na łóżku piętrowym, które, no cóż, ledwo się już trzymało i powoli naprawdę zaczynało się rozwalać. Teraz mamy obydwie własne sofy. Jest wreszcie miejsce do siedzenia! Teraz z radością będę zapraszać gości! ;)
Tylko niestety, nasz pokój jest nieco mały, no dobra, maleńki nie jest, ale można zaliczyć go do średniego, więc ogólnie całe dzisiejsze popołudnie bawiłyśmy się wraz z siostrą i mamą w przemeblowanie pokoju tak, by pomieściły się nasze sofy o szerokości 1,45 m. Nie powiem, trochę się namęczyłyśmy, chociaż chyba i tak mniej od panów, którzy nam te łóżka wnieśli. Jednakże co się podenerwowałam, to się podenerwowałam. :D Dzięki Bogu, siedzę sobie teraz w moim nowym kącie i kiedy spojrzę w lewo widzę moje nowe łóżko, które aż woła mnie, bym wyłączyła już komputer i położyła się na nim. Hmm, nie powiem, że mi się nie śpieszy, ale wizja, że od dzisiaj będę musiała codziennie je rozkładać i składać, co za tym idzie również ścielić, nie zbyt mnie motywuje do wyłączenia mojego kochanego komputera... :P Tata się śmieje, że od teraz będziemy mieć codziennie ranną i wieczorną gimnastykę. :)

Ogólnie ostatnimi czasy bardzo często słucham sobie najnowszej piosenki Alexandra Rybaka. Ma bardzo piękny tekst, no i... śpiewa ją Alexander, czyli to wiadomo, że piosenka jest świetna! :D Oczywiście żartuję, nie każdy musi go lubić, ale ja go nawet powiem, że uwielbiam, o czym już na pewno wiecie. :P
A piosenka nosi tytuł 5 To 7 Years:


Przy tym songu "molestuję" przycisk "Replay", jak to powiedziała moja koleżanka (choć ona użyła nieco innego słowa). :P No bo to... Alexander Rybak! :P Te jego oczęta! :D (Waldek nie bądź zazdrosny! :*)

Ogólnie posiedziałam sobie jeszcze w piątek i zrobiłam dla Was pięć tapet o wymiarze 1600x900. ;) Mam nadzieję, że się Wam spodobają. Ja szczególnie lubię tą ostatnią z Lootery. Taka mroczna i zimna kolorystyka sprawia, że od razu przychodzi mi na myśl zima. ;)






A jak Wam minął ten tydzień? Mnie, jak zwykle szybko, ale to i dobrze, bo przynajmniej coraz bliżej do urodzin Waldka, potem święta i Sylwek! :)

Życzę Wam udanego tygodnia i do zobaczenia w następny weekend. Postaram się napisać coś w sobotę w normalnych godzinach. ;*

2013/10/26

You're Nobody 'Til Somebody Loves You

I znów minął prawie miesiąc od ostatniej notki... Już dawno miałam się wziąć w garść, coś napisać, ale jak zwykle nie miałam weny, pomysłu o czym mogłabym napisać.
Dzisiaj, usiadłam sobie do komputera, zmęczona, bo robiłam "przemeblowanie" w moim koncie i postanowiłam, że w ten weekend muszę coś napisać. Dać znać, że żyję i mam się dobrze. Zresztą, ten kto ma mnie na fejsie, może widział zdjęcia, posty.
Ogólnie moje życie od października, kiedy to wróciłam do szkoły, wystartowało tak do przodu, że nawet nie zauważyłam, a minął już mój 4 tydzień w szkole. Tak bardzo się bałam, a okazało się, że wszystko jest dobrze i jak zwykle za bardzo się martwiłam... :D Małe problemy już dawno rozwiązane i naprawdę, teraz wszystko jest bardzo, ale to bardzo dobrze. Nie narzekam. No dobra, narzekam na szkołę i sprawdziany, ale to jak zawsze. :)

Żyję z dnia na dzień, które wyglądają podobnie. Szkoła, powrót do domu, nauka, Waldek i spanie. I tak na co dzień. Ktoś by się nieźle zanudził w takim życiu, ale nie ja. Jestem wręcz z siebie bardzo dumna, że to wszystko ogarniam. Weszłam już w rytm szkoły, przyzwyczaiłam się, że trzeba się uczyć do sprawdzianów, choć zawsze mam poczucie, że mogłabym w tym czasie robić coś innego. Jednakże szkoła też jest ważna. No i ocenki też na razie dobre, więc nie mam się o co martwić. Jedynie o to, że za jakiś czas będę już musiała zacząć na poważnie myśleć czy idę na studia, a jeśli idę, to na jakie i gdzie. Waldek ma już plan, że pojedziemy do Gdańska, ja na grafikę, on na chemię. Tylko pytanie, czy ja chcę iść dalej w tym kierunku. A jeśli nie w tym, to w jakim? Znowu zbliża się czas, w którym będę musiała dokonać wyboru, może nawet i najważniejszego w życiu... Jak ja nie lubię dokonywać wyborów, podejmować decyzji... To takie trudne, ale zdaję sobie sprawę, że taka jest kolejność życia. Mam nadzieję, że w miarę szybko uda mi się podjąć decyzję i znaleźć takie studia, na które chciałabym pójść. Waldek ma łatwo. Uwielbia chemie, jest dobrym chemikiem, więc w tym kierunku pójdzie dalej. Jedyny dylemat to jaką specjalizację wybierze.

Ogólnie mam w planach, żeby zacząć pisać regularne notki. Najwięcej czasu mam w weekendy, więc wtedy pojawiałyby się notki. Będę pisać o wszystkim, o tym co akurat mi wpadło w oko czy w ucho, moje przemyślenia na jakiś temat. Po prostu, rozruszać nieco tego bloga, prowadzić go tak, jak planowałam. Mam nadzieję, że mi się to uda.

Tak więc, zaczynając już od dzisiaj, ostatnio przeglądając sobie jutjuba znalazłam sobie o taki kanał dziewczyny z Zielonej Góry. Bardzo spodobały mi się jej filmiki. Nic wielkiego to nie jest, ale mnie kilka nieźle rozbawiły. ;) A kanał ten nosi ciekawą nazwę: WobecObiektywu.

A filmik, od którego zaczęłam lubić tą dziewczynę, nosi tytuł 5 TYPÓW DZIEWCZYN KTÓRYCH NIENAWIDZĘ. Nic może wielkiego w tym nie ma, ale dziewczyna naprawdę wymiata. ;)

A Wy, oglądacie jakieś kanały na YouTube. Ja jeszcze oglądam AbstrachujeTV oraz AdBustera. :)

Buziaczki i miłego wieczorku! ;)

EDIT: Nowy wygląd bloga, tak trochę jesiennie. ;) Jak Wam się podoba?

2013/09/29

The Last Day

Dzisiaj ostatni dzień mojej "wolności". Jutro wracam do szkoły. Od jutra zacznie się codzienny stres szkolny, codzienne sprawdziany, męczenie się ze swoją cudowną klasą i mnóstwo obowiązków. Jednakże są i plusy mojego powrotu do szkoły. Pierwszy plus - będę się teraz codziennie widywać z Waldkiem w szkole. Nie żebyśmy dotąd nie widywali się codziennie, ale teraz wreszcie będziemy mogli przychodzić do siebie na przerwy, porozmawiać od razu, jeśli ktoś będzie mieć akurat taką potrzebę, po prostu, widywać się w szkole. Z jednej strony zaś boję nieco tego, bo to dla mnie takie pierwsze doświadczenie. Boję się, bo to dla mnie coś nowego pokazywać się ze swoim chłopakiem w szkole... Sama nie wiem czy tu chodzi o to, że się wstydzę (nieco tak), czy może po prostu nie wiem, jak będę miała się zachowywać. Do tego wszystkiego jeszcze oliwy dolewa moja klasa, która jak na razie nie wie, że mam chłopaka (tylko nieliczna grupa ludzi) i z jednej strony jestem ciekawa ich reakcji, a z drugiej zaś boję się ich żałosnych docinek. Męczę się z tym już od pierwszej klasy i fajne to nie jest. Nienawidzę być w centrum zainteresowania. Raczej należę do tych szarych myszek, więc wyobraźcie sobie, co czuję kiedy ktoś mi docina i wszyscy się ze mnie śmieją... Nienawidzę tego!
Dlatego też mam pewne obawy. Postaram się być sobą, nie zwracać na ich uwagi, ale czasami tak łatwo nie jest. Pierwszy raz doświadczę czegoś takiego, a jak wiecie, niekiedy rzeczy, które robi się po raz pierwszy przysparzają nam wiele trudu. Wierzę w siebie, wiem, że dam radę, ale zdaję sobie również sprawę z tego, że będzie trudno. 
Drugim zaś plusem jest to, iż będę się znów na co dzień spotykać ze swoją przyjaciółką i ze znajomymi. Choć ostatnimi czasy nieco się pogorszyły moje kontakty z dwoma koleżankami, to mam nadzieję, że jednak nie będzie tak źle.
Jak widzicie, w moim życiu jak zwykle bywa różnie. Niby człowiek jest szczęśliwy, sądzi, że wszystko jest okej, a tu nagle okazuje się, że życie aż takie piękne nie jest. Lubi nas kopnąć tu i ówdzie. Lubi się z nami bawić. 
Naprawdę, życie jest piękne, ale tylko chwilami i chodzi o to, żeby cieszyć się z tych
chwil. 

Ostatni dzień mojej wolności, a ja siedzę w domku. Za oknem piękna pogoda, a ja siedzę przed komputerem. Z Waldkiem już raczej się dzisiaj nie zobaczę, bo biedaczek, mój kochany chemik, musi robić zadania na olimpiadę. Ale ja nie narzekam. Przynajmniej mam więcej czasu na nastawienie się, że jutro idę do szkoły, że od nowa zaczyna się kolejny stresujący rok. Mam czas dla siebie, na myślenie i na robienie tego, co lubię. Np. potem mam w planach obejrzeć sobie film "Lootera". Ponoć dobry, więc się trochę odprężę przed "Wielkim Dniem". :P

Jako, że czasu trochę mam, zrobiłam trzy sygnatury z najnowszej sesji Aishwaryi. Bardzo mi się spodobały te zdjęcie i stwierdziłam, że muszę z nich coś zrobić. Oto one:




Mam nadzieję, że dam jutro radę. Jednakże myślę, że jak zwykle tylko przesadzam i wszystko okaże się okej, że nie będzie tak źle, jak myślałam. Oby.

A Wam jak mija czas w szkole? Jak tam pierwsze sprawdziany, nauczyciele, koledzy z klasy? 

Do zobaczenia w następnej notce!
Buziaczki! ;*

2013/09/12

Pyaar...

Była sobie dziewczyna, której życie nie było za ciekawe. Zazwyczaj każdy jej dzień wyglądał podobnie. Siedziała cały czas w domu, czytając książki, oglądając filmy, bądź też przeglądając Internet. Niekiedy, od czasu do czasu wyszła gdzieś ze znajomymi na spacer. Jednakże jej życie niczym szczególnym się nie wyróżniało. Dla innych była "no-lifem". Prawie każdy brał ją za nudziarę, która nie umie się bawić i tylko by siedziała w domu. Było w tym trochę prawdy, ale dziewczyna ta w głębi serca wiedziała, że tak nie jest. I tak oto trzy miesiące temu wzięła ona sprawy w swoje ręce. Doszła do wniosku, że jeśli sama czegoś nie zdziała to szczęście samo do niej nie przybędzie. W dodatku miała marzenie i cel kupić sobie nowy sprzęt komputerowy. Dlatego też zdecydowała, że w wakacje musi iść do pracy. Dobrze wiedziała, że pomimo szczerych starań i tak wyląduje na ulotkach. W tych czasach to jedyna pewna praca dla młodzieży(choć nie zawsze). Tak więc, trochę poszukała i znalazła pracę. Zaczęła rozdawać ulotki dokładnie 1 lipca i już wtedy jej życie powoli zaczęło się zmieniać. Poznała pierwszą osobę. Dobrze wiedziała, że ich kontakt urwie się tak szybko, jak się poznali, ale i tak miała nadzieję, że to dobry początek i będzie jeszcze lepiej. Jej głównym celem był zarobek. Zarobić przynajmniej na jedną część - monitor. Nie spodziewała się niczego więcej. Tak więc pierwszy dzień w pracy bardzo mile ją zaskoczył. Dzięki temu doświadczeniu zaczęła wierzyć, że może ów poznany człowiek nie będzie jedynym, którego pozna podczas swojej pracy. 
Pracowała dzielnie. Codziennie przychodziła na swoje miejsce pracy z myślą, że zarabia na coś, czego bardzo potrzebuje i że każdy dzień ją do tego przybliża. 
Był to już prawie koniec jej pracy, poznała już wiele osób, zaprzyjaźniła się z niejednym ulotkarzem, znała już na wylot swoje miejsce pracy, kiedy wtedy zjawił się on. Kolejny człowiek, którego poznała na ulotkach. Okazało się, że chodzą do tej samej szkoły i jest nawet w jej wieku(prawie). Od pierwszego spotkania bardzo go polubiła. Uwielbiała, kiedy wpadał do niej i jej koleżanki, którą również poznała na ulotkach, tylko że z konkurencji. Każdy dzień dzięki niemu wydawał się jeszcze lepszy. Wyczekiwała, kiedy wreszcie wpadnie i będzie wraz z nimi rozdawać ulotki. Wraz z jej koleżanką bardzo go polubiły i nawet kiedy obydwie skończyły swoją pracę w sierpniu zgodnie stwierdziły, że takiej fajnej znajomości nie można tak po prostu stracić. Postanowiły, że jeszcze nie raz się spotkają. Niestety z początku sierpnia dziewczyna musiała zająć się swoimi sprawami związanymi z zakupem sprzętu komputerowego. Jednakże do jednego lub dwóch spotkań doszło. Obudziła się dopiero w drugiej połowie miesiąca, kiedy to stwierdziła, że takie życie bardzo, ale to bardzo ją nudzi. Zaczęła wychodzić do ludzi. Spotykać się z nimi. Wzięła się w garść. Zaczęło się od jednego wieczornego spaceru z nim, a dalej to już samo jakoś się potoczyło. Codzienne spotkania, spacery, poważne rozmowy. Dziewczyna po prostu nie dowierzała, że jej życie tak bardzo się zmieniło, że nie siedzi już w domu, że się nie nudzi, że wygląda wreszcie inaczej. Bardziej myślała o tym, co robić, żeby nie wracać do domu, niż o tym co w tym domu mogłabym robić. Zapomniała o swoich wszelakich planach na wakacje, rzuciła je w kąt i skupiła się na nowo rozwijających się przyjaźniach. Szczególnie i najbardziej na jednej...
I tak oto owa dziewczyna się zauroczyła. Chłopakiem, którego poznała na ulotkach, z którym spędzała większość swojego czasu, z którym bardzo trudno było się jej rozstawać. Jednakże nie robiła sobie ona większych nadziei, bo dobrze wiedziała, że chłopak na razie nie chce się wiązać, bo jakiś czas temu przeżył zerwanie... Tak więc postanowiła, że będzie przy nim, będzie go wspierać i starać się jak najbardziej go uszczęśliwiać, by nie był smutny. Wiedziała, że nie może za bardzo okazywać swoich uczuć, bo nie chciała tego wszystkiego stracić. Stwierdziła, że co ma być, to będzie. Zdała się po prostu na los. A że los czasami lubi dopisywać, w tym przypadku i tej dziewczynie dopisał. Okazało się, że nie jest osamotniona w swoich uczuciach, że to odwzajemnione uczucie. Kiedy się o tym dowiedziała, miała ochotę skakać z radości. Powstrzymała się jednak i mocno wtuliła się w ramiona swojego ukochanego...
I tak oto nudne i monotonne życie owej dziewczyny przemieniło się w zupełnie inne, prawdziwe i pełne radości życie. Teraz wie, że żyje, że ma dla kogo żyć, że jest dla kogoś bardzo ważna. Chłopak ów sprawił, że jej życie nabrało kolorów, że wreszcie coś się w nim ruszyło do przodu. I obydwoje mają nadzieję, że to nigdy się nie skończy i będzie trwało wiecznie.

Jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, to była skrócona historia moich bardzo, ale to bardzo udanych wakacji. Tą ową dziewczyną jestem ja, a owym chłopakiem jest pan W., który od teraz będzie Wam znany jako Waldek (dostałam pozwolenie na używanie jego imienia, więc korzystam. ;D). 
Jeśli ktoś nadal nie kmini o co chodzi, to wytłumaczę: zakochałam się. Wpadłam po uszy, wdałam się w związek. Nazwijcie to jak chcecie. Po prostu jestem z Waldkiem. Jestem bardzo szczęśliwa, tryskam taką radością, tak że moja siostra dziwnie się na mnie patrzy. Wreszcie żyję! 
Wiem, że może głupio to brzmi, że wydaję się Wam, że przesadzam, ale ja po prostu jestem zakochana, a wiecie jacy są zakochani. Kiedyś też tak o nich myślałam, ale teraz jakoś tego tak nie odbieram. Teraz sama do nich należę! Inni, których mijamy na ulicy się nie liczą. Jestem tylko ja i on. Idziemy ulicą pełną ludzi, a ja mam wrażenie, że jesteśmy na niej jedyni. Wsiadamy do zatłoczonego tramwaju, autobusu, a dla mnie one są puste. Teraz nie zauważam już innych. Niech sobie myślą co chcą. Nie przejmuję się tym, jak wyglądamy. Ja jestem szczęśliwa!
Marzyłam, wierzyłam, myślałam i wreszcie przyszło to też do mnie. Powtarzam to teraz każdemu, więc i Wam zdradzę ten sekret. Myśli działają cuda! Jeśli o czymś dużo myślisz, wierzysz, że kiedyś Ci się to spełni, masz marzenia, to bądź pewna/pewny, że kiedyś na pewno Twoje myśli zdziałają cuda. Trzeba tylko wierzyć... Warto! Jestem tego żywym przykładem. ;)


Jako że klimacik taki romantyczny to i prace w tematyce miłosnej:









To tyle. Mam nadzieję, że jakoś wczuliście się w klimat mojej opowieści. Chciałam to opisać jakoś inaczej i stwierdziłam, że napiszę opowiadanie. Już dawno nie pisałam, więc sobie potrenowałam. 

Do zobaczenia w następnym poście! ;*

2013/08/30

Turn The Night Up!

Witajcie, moi kochani! 
Jak to czasami plany na wakacje i na życie mogą się zmienić w jedną chwilę. Człowiek robi sobie plany, myśli, że wszystko będzie po jego myśli, że będzie mieć nudne wakacje, że jak zwykle nic się nie wydarzy. Aż tu nagle, bum i życie zaczyna iść innym torem, plany idą na bok i wszystko idzie na "spontana". Oczywiście, nie narzekam, bo naprawdę szczerze nigdy bym nie pomyślała przed wakacjami, że jednak w moim życiu coś się zmieni. :) Gdyby ktoś mi powiedział 28 czerwca, że moje wakacje nie będą wiać codzienną nudą, że każdy dzień będzie niezaplanowany, że będę robić to, na co akurat mam ochotę, że nie będę myśleć o oglądaniu filmów, czytaniu książek i siedzeniu przed monitorem komputera, to bym go szczerze wyśmiała i nie uwierzyła w jego słowa. Haha, ja? Wychodząca wieczorami na długie spacery, poznająca nowych znajomych i ogólnie ja nie siedząca w domu całymi dniami? Nie... Nie wyobrażałam siebie takiej. 
Jednakże ja się bardzo, ale to bardzo cieszę! Wreszcie moje życie nie jest nudne, mam co robić i nie nie mam dylematu, czy teraz obejrzeć ten film, czy może przeczytać tą książkę? A może w ogóle leżeć na łóżku i udawać trupa słuchającego godzinami ulubionej muzyki. Teraz wreszcie czuję, że żyję. Powoli dowiaduję się, co to jest prawdziwe życie. Życie jednak jest piękne, momentami, ale jest. ;)

Mówię Wam, sama siebie nie poznaję. Ostatnimi dniami wychodzę z domu o 10-11, a wracam do niego dopiero 20-24, to zależy. Wczoraj np. w domu byłam o 23.30. :D Ale ten dzień mogę zaliczyć do naprawdę udanych! Spotkania ze świetnymi znajomymi, śmiech, żarty, niekiedy poważne rozmowy, odprowadzenie mojej koleżanki na pksa, a przy okazji spacer z młodszą i słodką siostrą pana W.(z racji na to prawo, czy tam innego o ochronie danych osobowych będę tak o nim pisać). A potem długi spacer i siedzenie na ławeczce przy naszej pięknej bydgoskiej Brdzie. Trochę zmarzliśmy, ale sądzę, że i tak był to udany wieczór. Szczera rozmowa od serca sprawia, że człowiek nie zwraca zbytniej uwagi na zimno. Bynajmniej ja. :P Pod koniec było już gorzej, niestety woda daje we znaki, ale my sobie poradziliśmy. ;)

Nie wiem jak Wy, ale ja swoje wakacje, pomimo, iż jeszcze się nie skończyły, mogę już uznać za bardzo udane! Praca, zarobek, kupno nowego komputera, poznanie naprawdę świetnych ludzi (P. i W. i kilka innych), spotkania z nimi, pełno śmiechu i mnóstwo dobrej zabawy! I mówię, to jeszcze nie koniec. Mam już plany na kolejne dwa dni. :P Dodatkowo zarobię sobie jeszcze parę groszy w sobotę, bo u nas w Bydzi, w Myślęcinku jest urządzana impreza zakończenie lata, czy coś w tym stylu. Będę sobie rozdawać uloteczki. Ale się cieszę, bo sama nie będę. Wszyscy moi przyjaciele tam będą, więc praca ta na pewno miło mi minie. 

Wiem, że może trochę przynudzam, wiem, że może Was to niezbyt interesuje, ale ja mam potrzebę się wygadać. A że ten blog zakładałam głównie z myślą pamiętnikową, to stwierdziłam, że tutaj będzie najlepsze miejsce. Od razu mi się lepiej zrobi. Po prostu muszę się z Wami podzielić jacy ludzie wkroczyli do mojego lepszego teraz życia.

Zacznę może od pana W. :P Świetny chłopak. Czasami nie dowierzam, że taki ktoś może naprawdę istnieć! Szczerze! Jest taki kochany, ma poczucie humoru, można z nim o wszystkim pogadać i ma cudowny charakter. Za pewne stwierdzicie, że za bardzo słodzę, ale powiem Wam, że nie muszę. W. to prawdziwy dżentelmen(tu też się dziwuję, że jeszcze w tym wieku oni występują! :P). Uwielbiam się z nim spotykać. Śmieję się do niego, że jest idealną partią na męża. ;) Wiem, że będzie to czytać, więc pozdrowienia dla Ciebie! ;)

Potem jest pani P. ;) Ta dziewczyna jest po prostu chwilami niemożliwa. Szczera do bólu, ale przy tym tak bardzo śmieszna, że czasami zastanawiam się, czy płakać, czy może jednak się śmiać. Zazwyczaj wychodzi, że robię te dwie rzeczy na raz. :D Z nią też mogę sobie pożartować, pogadać na każdy temat i bardzo się rozumiemy. Niekiedy też nie mogę uwierzyć, że poznałam taką świetną dziewczynę. 

Mam nadzieję (ba nawet ja będę się starać), że będziemy utrzymywać ze sobą kontakty w roku szkolnym. Z panem W. nie będzie trudno, jest z mojej szkoły, a pani P. jest z Budowlanki, ale sądzę, że da chcącego nic trudnego. ;) 

Kończąc już, naprawdę niezbyt lubię, kiedy moje plany, które sobie starannie ułożyłam się zmieniają. Ale kiedy zmieniają się na tak lepsze, to cóż, wtedy wręcz "skaczę" z radości. Oby moje życie od teraz już tak wyglądało, żeby nie było przepełnione nudą i monotonnością. Żebym wstawała codziennie rano i z chęcią zwalała się z łóżka, bo będę mieć po co żyć. Po prostu, żeby już nie powróciło do tego starego wydania, tylko jak już zmieniało się na coraz lepsze.

Swój post zakończę zdaniem, które powiedział mi wczoraj pan W., kiedy powiedziałam mu, że moje wakacje są naprawdę udane i jeszcze się nie skończyły:

"I nie wiadomo, co jeszcze może się zdarzyć."
/Może niedokładnie tak samo, ale sens podobny./

Oj, jakby jeszcze coś się wydarzyło, chyba byłabym wniebowzięta!

Żeby nie było, że to taki pusty post o niczym, to wstawiam tapetę, którą sama zrobiłam, z bardzo pięknym cytatem. Trzymajcie się tego!

wymiar 1920x1080

2013/08/17

Bol Na Halke Halke

Witajcie!

Minął już ponad tydzień odkąd mam swój nowy komputer. Kurczę, już tydzień... Jakże on szybko minął. W mgnieniu oka. Jeszcze trochę i koniec sierpnia. Jednakże ja tam nie narzekam. Tak jak pisałam w poprzednim poście, mam przez cały wrzesień praktyki, codziennie, dzień w dzień. Dopiero w październiku wracam do szkoły. Już przeczuwam, że będzie baaardzo trudno. Ale na razie o tym nie myślę. Mam lepsze rzeczy do robienia. Przede wszystkim siedzenie na moim nowym kompku. Internet chodzi szybko, sprzęt nie muli, programy otwierają się tak szybko, że nawet nie zdążę mrugnąć okiem... Ach, te kochane początki. Z czasem będę ten komputer ulepszać, żeby jeszcze lepiej śmigał. Najpierw muszę powiększyć sobie pamięć RAM. :)
Mój czas mija teraz albo na tworzeniu grafiki, albo na przeglądaniu Internetu, albo na tłumaczeniu filmów. Ostatnio, w jeden dzień, dosłownie, przetłumaczyłam film Gippi (2013), nową produkcję pana Karana. Również młodzieżowy, jak Student Of The Year ale lepszy. Może nie wielkie dzieło, ale podobał mi się bardziej od Studenta. Jakby ktoś miał ochotę na właśnie taki gatunek filmowy, szczerze polecam. Przyjemny w odbiorze. Moim zdaniem najlepszy dla młodzieży. Chociaż starsi, jak chcą, ale na własne ryzyko, też mogą sobie obejrzeć. A nóż widelec się spodoba. :)
Tak więc, czas mija mi bardzo szybko. W dodatku też wychodzę sobie nieco ze znajomymi. Wczoraj np. byłam na Stand Up'ie. Ależ się uśmiałam! Mały klub, ale ludzie i prowadzący naprawdę umieli rozśmieszyć ludzi. Uwielbiam kabarety, ale monologi ludzi, którzy umieją z dystansem podejść do dzisiejszego świata też bardzo lubię. Dlatego z chęcią wybrałam się na tą imprezę. Razem ze mną było nas ośmiu, więc bawiłam się naprawdę świetnie. A dzisiaj byłam na małej sesji zdjęciowej, bo przyjaciółce zachciało się porobić artystycznych zdjęć, ale nieco nam nie wyszło. Potem dołączył do nas kolega, którego poznałam na rozdawaniu ulotek i pochodziliśmy sobie po mieście. Po południe minęło mi zatem bardzo szybko. Nim się zorientowałam była już prawie ósma. :)
A co do mojej wakacyjnej pracy, czyli rozdawanie mych ukochanych ulotek. Lipiec 2013 będę wspominać naprawdę miło! Tyle ludzi, co ja poznałam, tylu ludzi, ilu spotkałam, to chyba przez cały rok mi się nie udało takiego wyniku osiągnąć! Naprawdę, pomimo, iż praca ta jest bardzo męcząca, nie powiem, żeby należała do najlżejszych, ale poznawanie świetnych ludzi i rozmowy z niektórymi przypadkowymi przechodniami wszystko rekompensowały. Mam nadzieję, że z dwójką znajomych, których poznałam (jeden nawet okazał się, że chodzi do mojej szkoły, tylko na inny profil i jest w moim wieku! Ten sam, z którym dzisiaj szlajałam się po mieście) na rozdawaniu będę nawet i w roku szkolnym utrzymywać kontakty. Naprawdę, pomimo, iż po całym lipcu stania byłam padnięta, to nadal powracają do mnie miłe wspomnienia. :)

Tak więc, moje życie sobie spokojnie płynie, wypełnione przedmiotami i ludźmi, które/których kocham. Dzień leci za dniem, czas ucieka mi przez palce, ale ja się nie przejmuję. Nadal mam wakacje, czas wolny i mogę robić, co tylko chcę. Po prostu żyć... po swojemu. :)

I tak jak obiecałam, powracam w tym poście z porcją grafiki. Pobawiłam się troszkę i potworzyłam o takie tam coś:











Hmm, troszkę tego jest, ale zazwyczaj codziennie jakiś zestaw robiłam, więc dlatego tyle się zebrało. Mam nadzieję, że jakaś sygnaturka przypadła Wam do gustu. Ja kilka swoich faworytów mam. :) Czasami jestem wręcz zadziwiona, jakie efekty można uzyskać w PS. Niekiedy aż wstrzymuję oddech. Ale ciągle się uczę, to dlatego takie reakcje. Jeszcze i tak wszystkiego nie znam i Photoshopa do końca nie ogarniam. :D Chyba nie ma takiego grafika na świecie (no może oprócz ludzi z Adobe), którzy by znali wszystkie funkcje w tym programie. :)

Kończąc już, zadam Wam bardzo nietypowe i rzadkie pytanie, gdyż nie powiem, jestem ciekawa:


Jak Wam mijają wakacje? :D

2013/08/09

Happy, happy... very happy!

Witajcie, moi Drodzy!
Ci, którzy czytają mojego bloga, to na pewno się ucieszą, gdyż...

MAM WRESZCIE KOMPUTER!!!

Kochani, naprawdę nie wiecie (a może wiecie), jak ja się cieszę! Po prostu nie da się tego opisać... Jednakże w środku cała skaczę z radości!
A to wszystko oznacza, że wracam już na porządnie do blogowania i tworzenia wszelakiej grafiki. Oczywiście na blogu będę umieszczać zestawy (sygnatury+avatary), ale zajmę się też inną grafiką, żeby poćwiczyć sobie do szkoły, która dla mnie zacznie się dopiero za 2 miesiące! :) A to dlatego, że we wrześniu mam miesięczne praktyki w mojej ukochanej firmie, do której już bardzo tęsknie. Szczególnie do dwóch grafików, którzy się mną "opiekują". Już się nie mogę doczekać! ;)
Oznacza to też, że wezmę się porządnie za zmianę wyglądu bloga, bo naprawdę strasznie się już nim znudziłam. ;) Ale wszystko w swoim czasie, na razie muszę jeszcze "poogarniać" swój nowy sprzęcik.
 
Dzisiejsza notka jest taka krótka, gdyż po prostu musiałam się z Wami podzielić tą radosną informacją, żebyście już nie musieli się martwić, co tam u Preetishyi słychać. U mnie jest naprawdę świetnie!!! ;)

Tak na zachętę, mam dla Was jeden zestawik z Anushką Sharmą. Mnie osobiście się on bardzo podoba i zastanawiam się, czy nie ustawić go sobie na forum indyjskim.
Tak więc, do zobaczenia moi kochani niebawem! Przybędę z porcją grafiki! ;)


EDIT: Nowy wygląd bloga już jest. ;)